czwartek, 6 sierpnia 2015

OFF is ON

Trzy koszulki? A może cztery jakbym się ukidał? Ręcznik, stare trampki, krótkie spodnie. Kalosze? Nie biorę. Deszczu nie będzie. A może jednak wziąć? Festiwalowa gorączka oficjalnie rozpoczęta. Dla mnie OFF Festival 2015 jest oficjalnie ON.

Dosyć boleśnie przechodziłem tegoroczny rozbrat z Open'erem. Musiałem postawić kropkę nad literką "i" w słowie licencjat. Zatem urlop został przesunięty na sierpień. A że Boltzczysław najlepiej odpoczywa wykorzystując czas wolny od pracy na wojaże muzyczne zdecydowałem się na muzyczną wycieczkę do Katowic - miasta OFF Festivalu. W tym roku na mojej ręce premierowo pojawi się opaska OFFa. Nie kryję podekscytowania, iż po raz pierwszy będzie mi dane zakosztować atmosfery festiwalu zbierającego niezwykle dobre opinie w Polsce i poza jej obszarem. Zawsze przy "instalowaniu" opasek na ręce czuję się co najmniej jak gdybym był mianowany na rycerza, czy coś w tym stylu. Tym razem nie będzie inaczej. Postaram się wycisnąć z OFFa jak najwięcej się da. Mam do tego cholernie romantyczne podejście.

Zacnie, że w obliczu upałów organizatorzy pozwolili wnosić na teren festiwalu fabrycznie zamknięte butelki z wodą. Na wejściu ochroniarze będą je otwierać. Co więcej! Przygotowano specjalne zbiorniki na H2O, dzięki którym będzie można na darmochę uzupełniać butelkę. Ukłony w stronę organizatorów.

Lecę się pakować. Na koniec wskażę na kogo najbardziej czekam licząc iż Wy również wskażecie swoje must see ;)

Z wielką frajdą i ciekawością skieruję kroki na koncerty: Young Fathers, Iceage, Patti Smith, Ride, Girl Band, Doldrums, Son Lux, Ought, Sun O)))

Do odsłuchu Doldrums i kawałek Loops. Przekozacki track.

środa, 5 sierpnia 2015

Zwykła czy deluxe?

Mógłbym zacząć piosenką Mistrza Niemena Czy mnie jeszcze pamiętasz. Tak jakoś wyszło, że nie dawałem znaku życia i pozwoliłem zatamować lawinę słów traktujących o muzyce, które spływały w tym miejscu z dużą regularnością. Ogólnie to żyję i mam się całkiem dobrze. Lawina słów nie wyczerpała się ;)

Zazwyczaj (w 95% przypadków - reszta to ciekawostki i takie tam inne pierdoły) bohaterami postów są ważne elementy mojej boltzowej Muzycznej Czasoprzestrzeni. W poprzednim tygodniu niekwestionowanych numerem jeden byli Panowie z Everything Everything. W czerwcu światło dzienne ujrzało ich nowe pełnowymiarowe dzieło - Get to Heaven. W tym miejscu rozwiewam wątpliwości w kwestii tytułu posta. Nie chodzi o rodzaj jednego z popularniejszych trunków tylko o wersję płyty. Decyzję o zakupie podjąłem, ale waham się nad wersją. Na zwykłej znajduje się 11 tracków. Deluxe oferuje dodatkowych 6(!). Hm.

Mocne punkty płyty Get to Heaven to przede wszystkim wokal. Jonathan Higgs wyrasta w moich uszach na posiadacza jednego z najciekawszych wokali w alternatywie. Momentami strzela słowami jak z karabinu. Innym razem wyciągnie taki dźwięk, że brwi wędrują do góry z podziwu. Odważny skurczybyk i pomysłowy. Ma warunki i potrafi je wykorzystać. Olbrzymim plusem Get to Heaven jest dobra melodia. Nie każda piosenka jest/będzie hitem aczkolwiek fragmenty uderzają w głowę zostawiając trwały ślad. Przykładowo -> Distant Past, Regret, refren To The Blade, No Reptiles, albo Spring / Sun / Winter / Dread (dam do odsłuchu). Podoba mi się rozwój tego bandu. Kiedyś mogą być wielcy. Kawał dobrego grania. Jak ktoś lubi nieszablonowe, pokręcone indie rockowe/popowe, ba można nawet rzec art rockowe granie to serdecznie polecam.


W ramach bonusa uprzejmie donoszę, iż pod koniec 2015 roku brytyjski projekt przyjedzie do Polski. Raz jeszcze (jak dobrze liczę czwarty raz - poprawcie jak się mylę) odwiedzą kraj ze stolicą w Warszawie. A propos Warszawy to właśnie tam odbędzie się koncert. 1 grudnia Everything Everything pojawią się w Hybrydach. Ciepło wspominam koncerty EE. Byłem na dwóch. Jonathan mówiący "thank you", które brzmi jak "f*** you". Taaak... Wspomnienia koncertowe ;)

wtorek, 16 czerwca 2015

Foalsi po raz czwarty

Jak ten czas szybko zapiernicza. Dopiero co zapowiadałem trzecią płytę Foals i chwaliłem za singiel Inhaler, a czwarta wychodzi 28 sierpnia. Będzie nazywać się What Went Down. Tracklista albumu składa się z 10 kawałków. Dzisiaj w audycji Annie Mac w BBC Radio 1 premierowo odtworzono piosenkę otwierającą album.

Wnioski po odsłuchu? Moje marzenia o powrocie do brzmienia z pierwszej płyty Foals są równie nierealne jak moja obecność na tegorocznym Open'er Festival (2 lipca bronię licencjat). Wiadomo - ewolucja, rozwój i tamtaramtam. Mimo wszystko trochę razi mnie brak "matematyki" charakterystycznej dla debiutu. Szkoda. Mam wrażenie, że Foalsi stają się jednymi z wielu i piszę to z ciężkim sercem. Gdzieśtam po drodze gubi się charakterystyczność zespołu z Oxfordu.

W tytułowym What Went Down słychać dużo Edwina, czyli do głosu dochodzi klawisz tudzież syntezator. Spoko. Tak jak zapowiadali w wywiadzie dla jak dobrze pamiętam NME są ciężkie riffy. Spoko. Chociaż można zarzucić, że są trochę toporne. Jest nieco inne brzmienie perkusji (mniej funkowe). Już mniej spoko. Jest spory potencjał koncertowy. Singiel What Went Down powinien delikatnie mówiąc sprawdzić się na żywo. Spoko.

Ale cholera nie czuję energii, która towarzyszyła poprzednim kawałkom Foals. Nie wiem. Coś jest nie tak. Nie wiem, czy to z powodu przeziębienia i obniżonej percepcji? Duży niedosyt. Nawet z mnogością odsłuchów nie jest wcale lepiej.

Poprzeczka dla Foals jest ustawiona u mnie bardzo wysoko. Wciąż są boltzowym numer 1. Wierzę, że stać ich na dużo więcej. Oby reszta kawałków na płycie What Went Down była lepsza.


niedziela, 14 czerwca 2015

Niespodziankowi Alterna(k)tywni

Uprzejmie informuję, czy też jak kto woli przypominam.

17 czerwca o 19:00 startuje kolejne spotkanie Alterna(k)tywnych, czyli dyskusyjnego klubu muzycznego działającego w Tarnogórskim Centrum Kultury. Czytacze bloga [mam nadzieję ;) ] doskonale wiedzą o co się w tej inicjatywie rozchodzi. Jednak dla przypomnienia Alterna(k)tywni = połączenie aktywności i muzyki alternatywnej.

Poprzez tradycyjne głosowanie w facebookowym wydarzeniu Alterna(k)tywnych wyłoniona została płyta, której poświęcone zostanie ostatnie przed wakacjami spotkanie. Zespół nazywa się Trupa Trupa, z kolei album opatrzony jest tytułem Headache. Krążek polskiego niszowego projektu osadzony jest w post-punkowym, czasami no wave'owym nurcie. Jego psychodeliczne brzmienie wierci dziurę w głowie przysparzając słuchaczowi słodki ból głowy

W czerwcu mam dla Was dwie niespodzianki.

Pierwsza: zmiana pomieszczenia, w którym oddajemy się rytuałowi odsłuchu i wymiany opinii. Przenosimy się z Galerii Przytyk do Sali kameralnej (pierwsze piętro TCK).

Druga (najfajniejsza): podczas spotkania wśród uczestników zostanie rozlosowany jeden egzemplarz płyty Headache, który z pozdrowieniami został przekazany Alterna(k)tywnym przez zespół Trupa Trupa.


Wielce zapraszam! Recz jasna wstęp wolny.
Dołączcie proszę do facebookowego wydarzenia Alterna(k)tywnych.

sobota, 6 czerwca 2015

Nieoczywiste dźwięki

Dzisiaj propozycja ze Szkocji. Trzech Panów tworzących pod szyldem Young Fathers. Dali się już poznać polskiej publiczności. W tym roku znów zameldują się na polskiej ziemi -> Off Festival.
Po części odetchnąłem z ulgą. Trochę obawiałem się, że pierwsza płyta w dyskografii Młodych Ojców jest tak fajna, że przy kolejnym podejściu trudnym zadaniem będzie zbliżyć się do jej jakości. Całe szczęście całkiem dość niczego sobie debiut fonograficzny zatytułowany przewrotnie Dead nie okazał się być przypadkowy. Young Fathers mają do zagospodarowania pokłady muzycznych smakowitości, które nie zostały spożytkowane tylko na jedno jakościowe wydawnictwo. Pokłady tego świeżego podejścia do popu i rapu stawiają moje uszy na baczność poprzez tegoroczną, drugą w dorobku szkockiego projektu płytę White Men Are Black Men Too
Mam wrażenie, że Young Fathers nie marnują ani sekundy na tej płycie. Wypełniają ją całą gamą nieoczywistych dźwięków, a to olbrzymia zaleta. Uwielbiam doznawać uczucia rozterki z powodu oddalenia się od głośnika podczas odtwarzania piosenki, czy też szerzej albumu. Przy najnowszym krążku Young Fathers tego doświadczyłem. White Men Are Black Men Too ma w sobie nerw. Ta płyta pulsuje w głośnikach. Co więcej stwierdzam, że ten rytm bardzo odpowiada boltzowej Muzycznej Czasoprzestrzeni.

Na tę chwilę moim numerem jeden drugiej płyty Young Fathers jest numer dwa na White Man Are Black Men Too - Shame. Wielce polecam zarówno Dead jak i White Men Are Black Men Too. Szkoci bardzo dobrze kombinują.



czwartek, 4 czerwca 2015

Patrick, czyli Piotrek

Także tego. Siema, no.

Znowu trochę mnie nie było. W pełni uzasadnione niebycie, Drodzy. Szlifowanie licencjata okazało się być bardziej czasochłonne niż mi się wydawało. Prawie miesiąc minął od ostatniego wpisu. Za długo. Za długo mnie nie było. Mam nadzieję, że od teraz będę regularniej dawał znać o muzyce. Obiecanki cacanki zostawiam jednak specom od obiecanek. Życie i czas zweryfikują, czy wyrazów w boltzowej Muzycznej Czasoprzestrzeni będzie więcej. Dzisiaj będą.

Wiecie, że Patrick The Pan wydał nową płytę? Jak nie to już wiecie. Pokażę Wam coś. Tak wygląda mój egzemplarz płyty.


Płyta ...niczym jak liśćmi będąca następcą debiutu Something of an End została wydana nakładem Kayaxu. Wcale nie dziwi mnie fakt, że Kayax przygarnął pod swoje skrzydła Patricka The Pana, czyli Piotrka Madeja. Pierwsza płyta okazała się być niezłym otwarciem muzycznej przygody Patricka, czyli Piotra. Im dłużej słucham ...niczym jak liśćmi tym bardziej kiwam głową z uznaniem. Na albumie słychać dźwięki kojarzące się z Radiohead i Arturem Rojkiem. Lubię oba/obydwa (niepotrzebne skreślić). Jak dla mnie całkiem zacne połączenie. Tak sobie dłubię po trochu w tej płycie i co rusz znajduję coś fajnego. Polecam zanurzenie się w nowe dźwięki Piotrka.
Szkoda tylko, że namacalne wydanie płyty nie zawiera książeczki z tekstami. Baaardzo szkoda.

Do odsłuchu utwór Dare.

poniedziałek, 11 maja 2015

WŁANCZAJ

Cześć wszystkim! Wujas Boltz żyje i ma się całkiem dobrze. Licencjat sam nie chciał się napisać toteż wsysło mnie na dłuższą chwilę. Nie. Nie zaprzestałem wykorzystywać palców wystukując na klawiaturze słowa składające się na zdania materializujące moje muzyczne widzimisię.

No to na rozruch cholernie niepodchwytliwe pytanie- > wyłączacie, czy włanczacie? Wiadomo. Jestem cięty na poprawną formę, oj jak mnie drażni jak ktoś włancza! "Zatem paczemu wykorzystałeś niepoprawną formę w tytule posta, gnojku?" - możecie zapytać. A ja odpowiem rzucając link(i) do teledysków.

Link do piosenki eksperymentalnego hip-hopowego projektu Syny. Syny, bo jest ich dwóch - 1988 i Piernikowski. W lutym tego roku Panowie wypuścili krążek zatytułowany Orient. Na płycie wypuszczonej nakładem Latarnia Records znajdziemy między innymi kawałek Stoję.
Świeża rzecz mimo oldschoolowego klimatu. Z jajem i jakością, a to nie zawsze idzie w parze. Kilka odsłuchów i znacie na pamięć cały tekst. Weźcie sobie posłuchajcie i napiszcie proszę, czy moje zachwyty są uzasadnione.

Uwaga, bo będą wulgary. Dzieci niech słuchają jednym uchem, pod nadzorem rodziców, bądź z pisemnym ich pozwoleniem. Dobra to może ja już kończę, a Syny zaczną... WŁANCZAJ.




Mało?

To proszę jeszcze kawałek Hitykamienie, w którym Syny też włanczają.