poniedziałek, 27 lutego 2012

9 marca w Galerii Przytyck - wystawa Olgi Wróbel i live act Natsq!

Mówią, że „nic dwa razy się nie zdarza”. A jednak! Galeria Przytyck raz jeszcze postanowiła przedsięwziąć środki, aby zorganizować event muzyczny. Chciałbym uprzejmie donieść, że 9 marca oprócz otwarcia wystawy Olgi Wróbel, Galeria Przytyck uraczy nas kolejnym wydarzeniem muzycznym. Na małym holu Tarnogórskiego Centrum Kultury swoją twórczość zaprezentuje Natsq. Kryjąca się pod pseudonimem Natsq, Natalia Markowska jest kobietą wielu pasji. Jedną z nich jest muzyka. Podjąłem się próby „zaszufladkowania” jej twórczości. Nie jest to takie łatwe. Gdy powiem, że Natsq prezentuje elektronikę zarzucicie mi, że zbyt uogólniam. Brnę, więc dalej. Twórczość Natalii Markowskiej to elektronika skierowana w stronę chilloutu, experimentala i ambientu. W każdym razie Natsq jest jedną z tych wykonawczyń, dzięki którym muzyka nie stoi w miejscu, lecz się rozwija. Jestem przekonany, że 9 marca Natsq wraz ze swoją świtą wciągnie zgromadzonych w wir klimatycznej chilloutowej muzyki.




Próbka umiejętności Natsq. Tytułowy utwór Swinging Fencers z debiutanckiego albumu.

niedziela, 26 lutego 2012

Dead Silence Festival vol. 3 [24.02.2012] oczami/uszami Pana Boltza


Na Dead Silence Festival vol. 3 zaniechałem swoją koncertową zasadę. Zawsze przed pójściem na koncert staram się przynajmniej fragmentarycznie zapoznać się z twórczością wykonawcy/ów. Tym razem odszedłem od reguły i postanowiłem dać zespołom szansę na przekonanie mnie bezpośrednio ze sceny. Poszedłem na żywioł. Słowo żywioł doskonale ilustruje zaistniałe przedsięwzięcie, gdyż energia towarzysząca występom zespołów podniosła temperaturę w "Drukarni".
Line-up Dead Silence Festival vol. 3 zawierał cztery ekipy w tym jedną naszą, tarnogórską. Można rzec, że Mouga jest teraz tarnogórsko-krakowska a to z tego względu, że miejsce gitarzysty Bażanta zajął Przemek Grażka pochodzący z Krakowa. Oprócz Mougi zamykającej DSF vol. 3 swoje muzyczne umiejętności zaprezentował zespół Ebola Cereal, Captain Grave i Heroes Get Remembered.

Rozpoczęli goście z Katowic – Ebola Cereal.  Były fragmenty, w których wokalista mnie nie przekonywał. Ten gatunek muzyczny obnaży nawet najmniejsze zachwianie, ale w ogólnym rozrachunku daję mu pozytywna ocenę. Instrumentalnie bez zarzutu. Momentami bardzo pachniało  mi twórczością At The Drive-In. I wierzcie mi, że jest to duży komplement. Ebola Cereal - miłe zaskoczenie nr 1.
Następny w kolejności oświęcimski band Captain Grave zrobił na mnie największe wrażenie. Moc dwóch gitar przeszył mnie na wylot. Trafiający w punkt bas i perkusja również zasługuje na uznanie. Cholernie dużym atutem Captain Grave jest jakościowy wokal. Oklaski dla wokalisty, bo „drzeć mordę” to trzeba umieć. Z ciekawością zdecydowałem się na przesłuchanie nagrań studyjnych i udowodniły mi one jakość tej kapeli. Takie nasze polskie Gallows. Captain Grave – miłe zaskoczenie nr 2.
Przed Mougą zagrał szerszej publiczności znany z polsatowskiego programu Must Be The Music zespół Heroes Get Remembered. Kwartet rodem z Warszawy nie omieszkał publiczności o tym przypomnieć. Przejdźmy jednak do konkretów. Było przebojowo i bezkompromisowo. Widząc i słysząc zespoły takie jak HGR zwykle mawiam, że mamy do czynienia z dobrze naoliwioną zgraną maszyną. Heroes Get Remembered umiejętnie zmobilizowali publikę do zabawy. Śliska nawierzchnia skutecznie utrudniała utrzymanie równowagi, ale mimo to widzowie pod sceną uskuteczniali koncertowe rytuały. Heroes Get Remembered miłe zaskoczenie nr 3.
Na koncercie Mougi polała się krew. Serio. To nie jest przenośnia. To awaria nosa jednego z członków publiki szybko zażegnana przez kierownictwo "Drukarni". Na DSFie vol. 3 Mouga jak zwykle zaprezentowała mocarne brzmienie i świetną współpracę. Tutaj chciałbym powiedzieć, że po raz pierwszy miałem okazję doświadczyć Mougę z nowym gitarzystą. Przyznam, że troszkę obawiałem się jak wypadnie współpraca z nowym człowiekiem. Bażant wysoko powiesił poprzeczkę, ale Przemek Grażka radzi sobie naprawdę przyzwoicie.  Chłopaki trzymają swój wysoki poziom, do którego przyzwyczaili słuchaczy. Stepol wyczynia cuda za garami, Dywan dwoi się i troi dzierżąc w rękach bas, a Konyu umiejętnie łączy funkcję wokalisty z graniem na gitarze w obu zadaniach spisując się wzorowo. 

Chłodna aura Drukarni wydawałoby się mogła zaniżyć jakość prezentacji danych zespołów, ale nic podobnego. Zespoły zrobiły, co w ich mocy, żeby publika nie czuła zimna.  Dobór artystów oceniam na 5 z plusem. To był wieczór spod znaku post-hardcore’u, wieczór, którego inne miasta mogą Tarnowskim Górom zazdrościć. Nic tylko czekać na kolejna edycję festiwalu.


piątek, 24 lutego 2012

I'm still an animal

Jeden wpis - trzy utwory. W zasadzie to jeden utwór, ale w różnych odsłonach. Wersja podstawowa dalej zwana oryginałem oraz dwa remixy. Utwór, Animal który wziąłem na muzyczny warsztat jest kawałkiem oznaczonym numerem 1 na debiutanckiej płycie szwedzko-amerykańskiego electro-popowego zespołu Miike Snow. Co prawda całościowo płyta z 2009 roku nie razi wybitnością, ale zawiera smakowite perełki. Kawałek Animal w moim odczuciu brzmi bardzo korzystnie i wcale nie dziwię się, że w tym tygodniu królował w mojej muzycznej czasoprzestrzeni.
Remixy Marka Ronsona nadają temu utworowi nowego wymiaru, pokazują elastyczność tej kompozycji oraz jego wybitny nos muzyczny. Osadzić piosenkę Animal w klimacie dubowym... Oklaski dla Marka Ronsona z inwencję. Słuchając oryginału nawet przez moment nie przeszło mi przez myśl, że mógłbym go usłyszeć w dubowym wdzianku. Instrumenty dęte i Miike Snow? No way ;P
A teraz czegoś sobie posłuchamy ;]

Czas na oryginał. Gdyby nie ten utwór nie byłoby dzisiejszego wpisu ;)




A teraz czas dla Marka Ronsona. Wersja pierwsza. Odrobina słońca podczas zachmurzonej aury. Można tańczyć ;D
Mały minusik za to, że w końcówce Andrew Wyatt na wokalu istotnie przesadza.




Mam nadzieję, że znalazło Wasze uznanie. Ale to jeszcze nie koniec. Teraz czas na wersję rozszerzoną, gdzie wokal dostał rolę drugoplanową.




I jak? Waszym zdaniem Mark Ronson odwalił kawał dobrej roboty?

sobota, 11 lutego 2012

Koncert 3Moonboys i Kerretta [10.02.2012] oczami/uszami Pana Boltza

Nie było dostatecznie. Nie było nawet dobrze. Było rewelacyjnie! Nieważne, że było zimno. Kiedy ma być zimno jak nie zimą? Nieważne, że śliska nawierzchnia składająca się ze zmrożonego śniegu, bądź lodu spowalniała nasze ruchy w drodze na i z koncertu. Aura schodzi na drugi plan (Trio z Nowej Zelandii ma na ten temat inne zdanie ;P) Ważne, że dzięki koncertowi będącemu częścią cyklu Tylko Nie Bytom! organizowanemu przez Becek, czyli Bytomskie Centrum Kultury dorzuciłem do swojej muzycznej czasoprzestrzeni kolejne zacne twory muzyczne. Jeden z Polski - 3Moonboys, a drugi z Nowej Zelandii - Kerretta.

Przyjechaliśmy dużo wcześniej, żeby na luzie dojść na miejsce koncertu i wyeliminować perspektywę wykruszenia się biletów. Chociaż wcześniej telefonicznie upewniłem się, że jeszcze są - przezorny zawsze ubezpieczony ;)
Zasiedliśmy wraz z towarzyszami na krzesełkach i zaczęliśmy muzyczną dysputę, przy sączącej się z głośników twórczości Tides From Nebula. Sala zaczęła się wypełniać, publiczność przyjmowała pozycje siedzące i jakoś tak kilka minut po 19:00 rozpoczęła się muzyczna uczta.

Pierwszym w kolejności zespołem prezentującym swoje muzyczne dźwięko-wdzięki na deskach Klubu Garnizonowego była kapela 3Moonbys. Nazwa zespołu wskazuje, że ilość jej członków zamyka się w liczbie 3. Nic bardziej mylnego. Projekt z Bydgoszczy składa się z 5 jegomościów. W przypadku 3Moonboys ilość równa się jakość. Słuchałem sobie wcześniej ich twórczości, ponieważ przed koncertami staram się w miarę możliwości mieć świadomość kto zacz. Drodzy 3Moonboysi, gratuluję koncertowego wcielenia. Mam wrażenie, że materiał na żywca prezentuje się bardzo korzystnie. Wokal pewny, elektronika na plus, sekcja rytmiczna mocna 5. Nic nie cenię bardziej niż dobrze zgrane ekipy. 3Moonboys do tego grona należą. Każdy trybik 10 lutego był dobrze naoliwiony. Mamy w Polsce dobre alternatywne kapele. Oj, mamy.

Po występie 3Moonboysów nastąpiła przerwa techniczna na przearanżowanie scenerii (czyt. odinstalowanie pierwszego i zainstalowanie drugiego zespołu)
W ramach wprowadzenia do relacji z koncertu projektu Kerretta chciałbym zadać Wam pytanie. Wiecie, po czym poznać Nowozelandczyka zimą w Polsce? No jak to po czym? Po trampkach na nogach ;D Łączę się z chłopakami z Kerretty w wyrazie szczerej niewdzięczności dla zimy.

3 ludzi z Nowej Zelandii (słownie: trzech). Gitara, bas i perkusja. Brak wokalu. Gatunek? Instrumentalny post-metal/post-rock. Oto właśnie Kerretta.
Dawno tak smakowitego post-metalu nie doświadczyłem. Ociekające jakością w pełni instrumentalne kompozycje na żywo nabierają nowego wymiaru. Nadające klimatyczności generowane przez dymiarkę kłęby dymu świetnie współgrały z generowanymi przez nowozelandzkie trio dźwiękami. Coś dla oka i ucha. Kerretta posiadła umiejętność omijania zbędnych dźwięków. Konkretne granie. Doskonałe nagłośnienie pozwoliło w pełni rozwinąć im skrzydła - szacuneczek dla akustyka. Żal mi było stracić koncentrację chociaż na sekundę. Chłonąłem każdy dźwięk. Nie odrywałem oka z sceny. Dym kuł w oko, ale wytrwałem.
Doświadczyć kawałka Onyxia z płyty Saansilo na żywo to jak poczuć wiosenne powietrze po długiej zimie (trzymajmy się analogii meteorologicznych ;D). Najszczersze wyrazy uznania. Miałem wątpliwości, czy ten utwór można odtworzyć zachowując albumowy poziom. Biję sie w pierś. Można! Mało tego. Na żywo Onyxia "kopie" jeszcze mocniej. Onyxia wybrzmiała jako ostatnia i trio się zmyło. Przynajmniej planowo miało tak być. Publiczność stanowczo żądała, aby Kerretta uraczyła ich bisem. Brawa nie cichły i odniosły zamierzony efekt. Doświadczyliśmy jeszcze jednego utworu.

Po koncertach takich jak ten lubię sam sobie pogratulować, że wykonałem wzorową transakcję zakupując bilet wstępu. Klub Garnizonowy Sił Powietrznych na ul. Czarnieckiego 12 w Bytomiu może być dumny, że gościł taki zestaw koncertowy.
Jeżeli tylko w Waszej koncertowej perspektywie pojawi, któryś z zespołów grających 10 lutego w Bytomiu nie wahajcie się udać na ten event.

środa, 8 lutego 2012

Koncertowy luty, czyli gdzie warto się udać i na co warto rzucić uchem

Mówią, że dobry tytuł posta to połowa sukcesu. Jak widać mnie on nie grozi ;P
Tytuł tytułem, ale ja dzisiaj przybywam z konkretem. Chciałbym zamieścić tutaj listę koncertów, na które zamierzam się udać. Każdy z nich jest moim skromnym zdaniem cholernie ciekawie zapowiadającym się eventem.

Czar koncertowych doznań rozpocznie się 10 lutego równo o 19:00 za sprawą nowozelandzkiego projektu Kerretta oraz polskiego 3Moonboys. Niewątpliwie jest to zestaw artystów, który równie dobrze mógłby się znaleźć na znanym w Tarnowskich Górach cyklu posTroCK (17 marca w Tarnogórskim Centrum Kultury zaplanowano 5 odsłonę tego cyklu). Koncert obu ekip odbędzie się w Klubie Garnizonowym Sił Powietrznych na ul. Czarnieckiego 12 w Bytomiu. Bilety są wycenione na 15 złotych (ulgowy) i 20 złotych (normalny). Bilety można nabyć w Beceku, czyli w Bytomskim Centrum Kultury oraz przed samym koncerciwem w wyżej wypisanym klubie.

11 lutego w Miejskim Domu Kultury w Kaletach z okazji 5 urodzin Another World zagra zespół... Another World. Wszystkiego najlepszego Chłopaki! Byle do przodu, jak to mówią ;) Przed występem AW zagrają Great Line i Full Light. Urodzinowe wydarzenie jest darmowe i rozpocznie się o 18:00.

Następnie pragnę zwrócić uwagę na Dead Silence Festival vol. 3, który będzie miał miejsce 24 lutego w klubie Drukarnia w Tarnowskich Górach na ul. Piłsudskiego 13. DSF vol. 3 rozpocznie się o 19:00. Oprócz tarnogórskiej kapeli Mouga w zestawie otrzymamy również zespoły: Heroes Get Remembered, Captain Grave oraz Ebola Cereal. Wstęp kosztuje 10 złotych polskich. Warto? Pewnie, że warto!

Dzień później 25 lutego o 20:00 w Yazz Clubie na Piastowskiej 13 popis swych muzycznych umiejętności da jasny punkt polskiej sceny alternatywnej L.Stadt. Niestety nie dorwałem się do informacji o cenie biletów. Pewnie coś w okolicach 15, 20 złotych.

A jeszcze dzień później tj. 26 lutego w Jazz Clubie Hipnoza o godzinie 20:00 w ramach 10-lecia klubu wystąpi brytyjski songwriter Jono McCleery - swoiste objawienie ostatnich miesięcy. Cena biletu: 30 złotych. Jono gościł w moim Czwartkowym Cyklu Coverowym - zapraszam do zapoznania się z tym wpisem.

czwartek, 2 lutego 2012

CCC czyli Czwartkowy Cykl Coverowy XXX

30 edycja Czwartkowego Cyklu Coverowego! Przygotowałem coś specjalnego, ale podejrzewam, że większość z Was już ten cover słyszała i widziała. 45 milionów wyświetleń na YouTube (stan na 02.02.2012) o czymś świadczy. Nawet w Teleexpresie nie omieszkali o rzeczonej przeróbce wspomnieć. Zaznaczam, że oko przy tym coverze również się przyda. Jakbym powiedział, że 5 osób gra na jednej gitarze kazalibyście mi popukać się po czole. A jednak. Przekonajcie się na własne oczy. Grają, śpiewają i nieźle im to wychodzi.
Zarzucicie, że osłuchane. Poruszycie się na samo wymienienie nazwy artysty. Mrukniecie pod nosem "Wczas, wczas...". Trudno. Uważam, że cover Gotye Somebody That I Used To Know wykonany przez kanadyjską formację Walk Off the Earth jest swoistym zjawiskiem, a ja czegoś takiego w muzyce poszukuję. Powiem więcej. Oryginał bardzo mi się podoba. Jeno przez znacznie za dużą ruchawkę objawiającą się z wszędobylskością tejże zacnej piosenki po prostu mi się przejadł. Podejrzewam, że nie tylko mnie.
Całe to zamieszanie nie zmienia faktu, że utwór z nowej płyty Gotye jest świetna, a cover Walk Off the Earth nadaje jej nowej jakości.

środa, 1 lutego 2012

Odrobina interakcji z Wami - Czytaczami

To będzie jednej z najkrótszych postów w mojej muzycznej czasoprzestrzeni, no ale czuję, że muszę. Tak się złożyło, że natknąłem się na piosnkę (nie rypnąłem się w pisowni) zagraną w jakimś eremefie czy czymśtam. Dzień jak co dzień. Nie uciekniesz przed komercyjnym radiem. Nie robiłbym rabanu z tego powodu gdyby nie to, że cholera jak nigdy zwróciłem na nią uwagę i sprawdziłem kto zacz. No i tutaj przekazuję pałeczkę Wam i oczekuję interakcji. Czy Waszym zdaniem ten kawałek jest dobry czy raczej nie bardzo? Piszcie. Potrzebuję konsultacji.

Posłuchajcie kawałka Macieja Czaczyka zwycięzcy II edycji Must Be The Music i jego piosnki Nie bój się.



W komentarzach i ja ustosunkuje się do tegoż kawałka, ale póki co Wasza kolej.