środa, 30 października 2013

Oby dobry dzień!: Krzysztof Zalewski

"Dla po nas pokoleń zrobimy jaśniej".

I znów zacząłem śpiewająco! Staję się przewidywalny ;P

Mam dla Was 3 minuty i 12 sekund wysokiej jakości polskiej muzyki autorstwa człowieka, który do granic możliwości testuje moją muzyczną cierpliwość. Panie Zalewski, kurde mol! Nareszcie! W końcu jeden z najlepszych wokali w Polsce nagrał długograja.
Krzysztof Zalewski. Ta jest. To ten młody jegomość w skórze i z długimi piórami, który rozpierniczył wokalnie konkurencję w bodaj drugiej edycji polsatowskiego talentszoł pod tytułem Idol. Trochę czasu od tamtej przygody minęło. Wygląd zewnętrzny uległ zmianie, ale głos został. Po zespole Zalef, Japoto, po muzykowaniu z Hey i Muchami nadszedł czas na własne wydawnictwo. Płytę Krzysztofa Zalewskiego zatytułowaną Zelig promuje singiel Jaśniej. Tytuł singla zobowiązuje. Zaiste w Muzycznej Czasoprzestrzeni Pana Boltza zrobiło się jaśniej. Głos Krzyśka jest bardzo mile słyszany. Utwór Jaśniej jest rytmiczny, wpadający w ucho, z przekazem, z jajem nosz bardzo brawo! Znowuż musiałbym użyć wyświechtanego sformułowania - Polak potrafi. I z dumą go użyję, a co? W listopadzie możemy się spodziewać całego wydawnictwa.

Polecam kłaniając się nisko w pas. Krzysztof Zalewski i Jaśniej.




wtorek, 29 października 2013

Oby dobry dzień!: Panama

"Aaaaaaalways I remember you..."

Zacząłem śpiewająco. Mam nadzieję, że i Wam wkręci się poniższa propozycja muzyczna.

Dzisiaj wybór padł na sentymentalno/letnio/melancholijny zespół Panama. Jak sama nazwa wskazuje zespół pochodzi z Australii. No co? Raz na jakiś czas można zagrać niewinnym żarcikiem zakrawającym o suchar.

Powaga. Ostatnio wpadła mi do plejlisty EPka Panamy. Tytuł EPki to Always. Electro-popowy zespół z Sydney zaserwował na tymże minialbumie 3 (słownie: trzy) piosenki. Uwaga wypisuję tytuły: Always, How We Feel, Destroyer. Jakoś namiętnie nie zapętlam tegoż wydawnictwa, ale uważam, że warto o nim napisać. Coś mnie do niego przyciąga. Wracam doń co jakiś czas. Każdy z numerów jest niezły ze wskazaniem na dobry. Jednakże mam faworyta. Niewątpliwym numerem jeden zarówno pod względem kolejności jak i jakości jest tytułowy kawałek Always. Bardzo mi przypadł do gustu. Pewnie przez te charakterystyczne elektroniczne trele przewijające się przez całą piosenkę. Wszystko cacy tylko podczas odsłuchu Panamy  nasunęło mi się następujące pytanie. Czy jeżeli słuchając zespołu, którego słuchamy pierwszy raz mamy wrażenie jakbyśmy mieli już z nim kiedyś styczność to dla danego projektu muzycznego dobrze czy źle? ;> Jak myślicie? Czy zarzut wtórności, czy raczej dobre inspiracje?

Zapraszam do odsłuchu. Panama - Always w Muzycznej Czasoprzestrzeni Pana Boltza.
Bądźcie pozdrowieni! ;)

piątek, 25 października 2013

Oby dobry dzień!: Fair Weather Friends

Oby dobry!

Ależ dzisiaj mam smakowitość! Zaufajcie mi. Odpalajcie dzisiejszy track bez wahania.
Mam nadzieję, że nazwa Fair Weather Friends nie jest dla Was obca. Koalicja muzyczna łącząca Czeladź, Sosnowiec i Katowice przygotowuje się do wydania długograja. Swojego pierwszego, debiutanckiego. Poprzednie większe wydawnictwo (mam tutaj na myśli EPkę Eclectic Pixels) było oszałamiająco zacne. Nie zlokalizowałem tam słabego utworu. Czas jakiś później pojawił się świetny singiel Fly By. Generalnie same superlatywy. Nie ma wstydu. Chłopaki generują znakomite melodie. No i ten charyzmatyczny Michał Maślak na wokalu. Jeżeli ktoś zna Fair Weather Friends to wie o czym mówię, a jeżeli nic komuś ta nazwa nie mówi to zapraszam do odsłuchu poniższego utworu.

Poczujcie się weekendowo i odpalajcie nowy singiel Fair Weather Friends będący zapowiedzią debiutanckiej płyty. Album ma podobno wyjść na jesieni 2013 [update: jednak ma wyjść w pierwszym kwartale 2014]. Fake Love jest co tu dużo mówić światowo brzmiącym electro-popem łamanym na synth-pop z Polski(!). Polecam!

środa, 23 października 2013

Foals [19.10.2013] oczami/uszami Pana Boltza

26 marca 2013 roku moje konto bankowe uszczupliło się o 139 złotych polskich. O godzinie 10:04, czyli dokładnie 4 minuty po udostępnieniu do sprzedaży biletów na koncert Foals zostałem szczęśliwym posiadaczem jednego z nich. 19 października 2013 transakcja się ziściła, a autor bloga niejaki Bolesław Kowalski znany jako Pan Boltz doświadczył cudu spełnienia się życzeń urodzinowo-świąteczno-różnokazyjnych. "Spełnienia marzeń!". 19 października jedno z nich się uskuteczniło.

Nie mogę o tym nie wspomnieć. Za sprawą koncertu Foals po raz pierwszy odwiedziłem Warszawę. Jakoś nigdy nie było po drodze, aby pojawić się w stolicy Polski. Przed koncertem wraz z ekipą koncertową (ślę wyrazy szacunku w Waszą stronę moi drodzy kompani ;) ) postanowiliśmy nabić trochę kilometrów i pozwiedzać Warszawę. Odetchnijcie z ulgą. Omijam relację ze zwiedzania.

Mając w nogach długaśne zwiedzanie koło 18:00 ruszyliśmy ku Stodole. Zastała nas niekrótka kolejka. Ale czymże była chwila stania w kolejce przy nadchodzących wydarzeniach. Przynajmniej mieliśmy czas, żeby przeanalizować nadchodzące koncerty w Stodole. Gdy już weszliśmy tak dla odmiany znów czekała na nas kolejka. Tym razem do szatni. W międzyczasie nabyłem drogą kupna koszulkę z europejskiej trasy Foals, którą po koncercie niezwłocznie przyodziałem zastępując tym samym przemoczoną koncertową (jeszcze na koniec zebrałem na klatę część wody wylanej na publikę przez Yannisa).

Wchodzę na salę, lokalizuję scenę, patrzę w prawo - balkon. Uśmiechnąłem się pod nosem. Balkon będzie ważnym elementem koncertu, ale o tym w swoim czasie. O 19:30 ze zniecierpliwieniem czekaliśmy już na występ supportu jakim był zespół No Ceremony///.

Zaskoczenia nie było. Tak jak się spodziewałem występ No Ceremony/// nie wzbudził mojego entuzjazmu. Nie jestem fanem kompozycji tego zespołu. Debiutancka płyta nie powalała na kolana. Piosenki w wersji live niestety też. Odniosłem wrażenie, że nagłośnienie im nie pomagało, nadawało zbyt dużo hałaśliwości. Uważam, że korzystniej brzmieliby gdyby byli bardziej subtelni. Pogibałem się, żeby nie stać jak kołek, ale myślami byłem już gdzie indziej.

Planowo koncert Foals miał rozpocząć się o 21:30. W rzeczywistości pierwsze dźwięki Prelude zabrzmiały koło 21:20. Wszystko zaczęło się od migających świateł. Tło sceny zdobiła grafika z kobrami. W takich okolicznościach stopniowo pojawiały się znajome postacie. Gdy zaczął rozbrzmiewać otwieracz z płyty Holy Fire czułem, że to będzie to. To będzie koncert, o którym będę opowiadał moim wnukom. To są ci panowie. To ich słuchałem i oglądałem przez lata na YouTube. To przy ich muzyce na skórze pojawiały mi się ciarki. Gdzieś w okolicach drugiego utworu jakim był Total Life Forever z... Total Life Forever Yannis Philippakis wspomniał, że pamiętają openerowy koncert z 2011 roku i, że było do bani, bo padało. A tam do bani. Z tego co ludziska mówili to było cacy (smutam, bo nie było mnie w Gdyni).
Po tytułowym tracku z drugiej płyty nadszedł czas na Olympic Airways, czyli setki gardeł skandujące "dis-ap-pear". Dla takich chwil buli się kasę i poświęca czas, aby iść na koncert. Kawałki Foals nie stoją w miejscu. One ciągle ewoluują. Takie Olympic Airways jest jeszcze bardziej skoczne niż kiedyś. Dźwięki gitary generowane przez Jimmiego i Yannisa jednocześnie w kulminacyjnym momencie piosenki po drugim disappear - zacność do sześcianu!
Kolejnym punktem setlisty był kawałek z TLF - Blue Blood. Bicie serducha wybijane przez Waltera na basie, a następnie matematyczne funky, przy którym trudno ustać w miejscu. Możecie sobie wyobrazić co się działo przy My Number. Piosenka otwierająca przed Foalsami drzwi do komercyjnego radio w Polsce. Powiem szczerze, że specjalnie nie przepadam za tym utworem. Jest za bardzo radiowy. Jednak koncertowo kawałek żre po całości.
Nadszedł czas na dwa elementy składowe tegorocznego albumu Holy Fire. Najpierw Providence i pierwszy jak dobrze pamiętam wyskok Yannisa. Jako wprawiony stage diver zrobił to zawodowo. Mocarny kawałek. Gdy myślisz, że się kończy wraca ze zdwojoną siłą. Następnym punktem setlisty był track Milk & Black Spiders. Jeden z tych bardziej nastrojowych. A jeżeli mowa o piosenkach z gatunku klimatycznych proszę ja Was może Spanish Sahara? Proszę bardzo. Tym razem nie w strugach deszczu. W zamkniętym pomieszczeniu. Szkoda, że podczas tego kawałka wyrosły dziesiątki telefonów w tym jeden tuż przede mną. Wolałbym oglądać scenę, a nie czyjś sprzęt rejestrujący. Ale nieważne. Spanish Sahara na żywo. Ile ja czasu spędziłem na odsłuchach tego utworu, ileż ciarek wyrastało podczas wielokrotnych zapętleń. Wielkie przeżycie. Więcej numerów z Total Life Forever nie usłyszeliśmy.
Powrót do debiutu do 2008 roku. Red Socks Pugie. Tak jak wspominałem, ależ te utwory się zmieniają. Nowe tchnienie, nowe życie. Chociaż wcześniej nic im nie brakowało. Tutaj pragnę docenić świetnie skrojone outro. Tyćku post-rockowe rzekłbym. Palce lizać.
Wracamy do Holy Fire. Late Night z dedykacją dla słuchaczy zgromadzonych w Stodole. Late Night z solówką znaną z CCTV Session (zostanie wydana na winylu).
I jeszcze raz Antidotes. Electric Bloom. Jak ten kawałek żre na żywca. Yannis maltretuje bęben, skacze w publikę, zagrzewa, publika szaleje, kontakt, szaleństwo. Jack Bevan wielokrotnie stawał na swoim siedzisku i również zagrzewał do uderzania w dłonie. Walter jak zwykle odwala kawał fantastycznej roboty. Tylko nagłośnienie basu moim skromnym zdaniem pozostawiało wiele do życzenia. Wolałbym, aby bas był czystszy. Edwin ze swoimi elektronicznościami stał sobie z boku. Na froncie szalał Yannis i Jimmy.
No i zeszli. Koniec? Oj, nie!

Wywołani przez setki gardeł i gorące oklaski wrócili, aby postawić kropkę nad i.
Przed bisem zaczęli się naradzać. Efektem zgromadzenia przy okrągłym bębnie Bevana było coś niesamowitego. Ale nas zaszczyt kopnął! W Stodole wybrzmiał pierwszy singiel nagrany z Yannisem Philippakisem - Hummer. Czego jak czego, ale Hummera się zupełnie nie spodziewałem. Wcześniej nie pojawiał się w setliście. Ale w Polsce dzieje się historia. Poczułem się jak na jednym z house party, które niegdyś panowie uskuteczniali.
A teraz czas na pierwszy singiel z Holy Fire. Inhaler. Najlepszości na koniec. Moc gitar w piosence i sekcja rytmiczna w tym utworze. To trzeba usłyszeć na żywo.
Na koniec standardowo Two Steps, Twice. I tutaj wracamy do kwestii balkonu. Jak Philippakis widzi balkon to mu się oczka świecą. W Stodole również postanowił zdobyć wcześniej wymieniony element architektury. Wpełzł i paradował na nim. Stawał na krawędzi balkonu nad stołem realizatorskim. Część drżała, część uwieczniała zdarzenie. Dzięki takim zdarzeniom koncerty pozostają w pamięci na lata. Żadne słowa nie opiszą poziomu zacności wykonu Two Steps, Twice. Ogień!
No i to by było na tyle. Pierwszy klubowy koncert Foals w Polsce przeszedł do historii.

Na koniec trochę matematyki. 14 kawałków. 6 z najświeższego Holy Fire, 4 z debiutanckiego Antidotes i 3 z "dwójki" Total Life Forever. 6 + 4 + 3 = 13. Dodajmy jeszcze jeden ten niespodziewany nr 14. Hummer, czyli pierwszy singiel Foals z Yannisem Philippakisem (wcześniej na wokalu produkował się Andrew Mears). Bardzo zacna setlista. Nie mam zastrzeżeń. I ten Hummer. Och i ach.

Dacie wiarę, że pierwszy klubowy koncert Foals w Polsce odbył się dopiero 5 (słownie: pięć) lat po wydaniu debiutanckiego albumu Antidotes? Aż pięć lat polski klub musiał czekać na jeden z najlepszych koncertowych zespołów na świecie. W głowie się nie mieści. 5 lat! Długo nieprawdaż? Miejmy nadzieję, że chłopaki z Oxfordu szybko do nas wrócą. Należy nadrobić stracony czas ;) Yannis zdradził, że już myślą o następnym albumie.

Pozdrowienia ode mnie dla Was. Total Foals Forever.

wtorek, 22 października 2013

Oby dobry dzień!: Foals

Uszanowanie!

Wróciłem! Żyję! Nie czuję się dobrze. Czuję się rewelacyjnie! Foalsi miażdżą na żywo i to nie jest żadna tajemnica. Doświadczyłem empirycznie i potwierdzam.
Relacja z sobotniego koncertu Foals w przygotowaniu. Opublikuję ją dzisiaj lub jutro ;>

Jedną z podstawowych zasad koncertowych jest nie słuchanie nagrań danego zespołu w dniu koncertu. Wiadomo. Chodzi o to by wzbudzić głód muzyki. Tuż przed koncertem Foals, złamałem nieco zasadę. Zapuściłem piosenkę Hummer, bo przecież: "Tego kawałka na pewno nie zagrają".

A jednak! ;D

Cóż... Nie może być inaczej. Kawałek na dzisiaj to utwór Hummer, który ku zaskoczeniu wszystkich zgromadzonych w Stodole wybrzmiał w części bisowej.

Ach, no i jeszcze się pochwalę. Patrzcie co mam ;)


Tak podpisuje się niejaki Pan Yannis Philippakis ;) To ten, który tak ładnie tańczy w teledysku poniżej.

HUMMER!



piątek, 18 października 2013

Oby dobry dzień!: Tom Odell

Kilka słów na temat płyty, którą recenzent New Musical Express Mark Beaumont ocenił na 0/10. Gdyby nie fakt, że już w tytule zdradzam nazwę wykonawcy pewnie uskuteczniłbym jakieś takie bardziej tajemnicze wyprowadzenie. No, ale. Kawa na ławę. W ten piątkowy przaśny poranek z weekendem w tle napiszę kilka słów na temat płyty Long Way Down autorstwa mojego rówieśnika z Wielkiej Brytanii Toma Odella.

"Sakramencko nudny piano pop". Mniej więcej w takim tonie napisał o płycie napisał Beaumont. Cały tekst znajduje się tutaj. Ma chłop trochę racji. Płyta nie jest odkrywcza. Na Long Way Down mamy skrzętnie skrojone, dopracowane kawałki o miłości. Za przeproszeniem love, aż do porzygu. Chłopak śpiewa o złamanych sercach i innych organach. Jak mu to siedzi na wątrobie (tak w kwestii organów ;D ) to niech się wywnętrzy. Za dużo love to też nie dobrze. Przesyt. Osobiście mam dylemat jak ocenić tego LP. Tematyka tekstów jest jaka jest, ale choćby same kompozycje na albumie powinny podnieść ocenę o pi razy drzwi 4 oczka. Słychać inspiracje Mumford & Sons, Coldplay, gdzieś tam pobrzmiewa mi nawet Arcade Fire. W kompozycjach słyszę największy potencjał. Całkiem dobrze się ich słucha. No i samego Odella też. Czasami w wokalach ponosi go młodzieńcza fantazja. Może chce zbyt emocjonalnie i to go gubi? Mimo to dodałbym do oceny ogólnej oczko lub dwa z wokal.
Nie przekreślałbym Toma Odella. Słyszałem gorsze debiuty. Ciekawe w jaką stronę pójdzie jak trochę okrzepnie muzycznie ;>

Jaki jest tytuł najlepsiejszego utworu na płycie Long Way Down? Bez wahania: Another Love.



Mam jeszcze dwie wiadomości na temat występu Toma Odella w Polsce.

Zła wiadomość - koncert Toma Odella w warszawskim Basenie planowany na 13 listopada został odwołany.
Dobra wiadomość - koncert odbędzie się na wiosnę, a bilety zakupione na koncert listopadowy zachowują ważność.

Miłego, przyjemnego i oby dobrego dnia! ;)


środa, 16 października 2013

Oby dobry dzień!: Cruiser


Chcecie powiew lata? Pytam, a wiem ;D Zapraszam do lektury.

Cruiser jest określany jako kolejny twór muzyczny powstały w sypialni. Jest sobie jakiś koleś/koleżanka pisze sobie muzykę w swoim pokoju, na łóżku, aż w końcu postanawia nagrać efekt swoich poczynań i wrzuca do internetu. Internety akceptują i jest okejka. Tak było z Cruiser. Początkowo projekt był jednoosobowy. Za wszystkim stał pochodzący z Filadelfii Andy States. Uskutecznił składającą się z 6 tracków EPkę. Nie słuchałem jej jeszcze - przyznaję. Wyróżniam za to utwór, który nie jest częścią tejże EPki. Został nagrany przez Statesa i... jego trzech kumpli. Andy postanowił poszerzyć skład. Gdzieśtam jakoś wpadłem na utwór Kidnap Me i szczena opadła. Lato. Czuję ciepłe powietrze we włosach, promienie słońca na twarzy. No i przy tym słyszę radiowy potencjał. Z tej pochodzącej z Filadelfii mąki może być zacny chlebuś ;)

Można sobie downloadnąć na legalu ;)


Przyjemnego dnia!

wtorek, 15 października 2013

Total Foals Forever

W tym tygodniu nazwa Foals padnie z moich ust miljon pińcet razy. Nie ma się co dziwić. W tym tygodniu stanie się coś na co czekałem tak długo, że nawet nie pamiętam jak długo (tak naprawdę to czekam od 2008 roku). W sobotę w warszawskiej Stodole swój pierwszy klubowy koncert w Polsce zagra zespół Foals!

Pamiętam jakby to było wczoraj. Szefu Alter Artu Mikołaj Ziółkowski podczas ogłoszeń openerowych w 2011 roku oświadczył, że nie kuma fenomenu Foals. Będę Mu to wypominał, bom tabletki na spokojność zażywać z tego powodu musiał (kolejność poszczególnych elementów zdania została poukładana w ten sposób z premedytacją). Chodziłem zbulwersowany przez czas jakiś, ale mi przeszło. Czas leczy rany ;P Jak się później okazało Foalsi zagrali jednak na Open'erze 2011. Głównie względy finansowe zadecydowały, że nie udało mi się usłyszeć ich na żywo w Gdyni. Ominęła mnie Spanish Sahara w deszczu. Smutam do dziś. ALE! Już za parę dni, już za dni parę. Usłyszę i zobaczę na żywca jak grają i wyglądają ludzie, których muzyka od lat dominuje w boltzowej Czasoprzestrzeni.

Bilety wyprzedały się na prawie dwa tygodnie przed koncerciwem chociaż tanie nie były. Drugi raz nie mogłem sobie pozwolić na grzech zaniechania. Szczęśliwym posiadaczem biletu zostałem już kilka minut po rozpoczęciu sprzedaży. Spanikowałem, że się szybko rozejdą - głupi ja. Ale mam i nie zawaham się go użyć.

Z kwestii technicznych.

Koncert odbędzie się 19.10.2013 roku w Warszawie w legendarnej Stodole. Otwarcie drzwi nastąpi o 19:00. O 20:00 rozpocznie się koncert supportu Foals, którym będzie zespół No Ceremony/// -> pisałem o nich o tutaj.  O 21:30 zatrzęsie się ziemia. Na scenie Stodoły pojawią się Foalsi!

BYLE DO SOBOTY!

Pozdrowienia od szczęśliwego Bolczyńskiego ;D

Na odchodne Blue Blood. Jest to pierwszy kawałek z drugiej płyty Foals zatytułowanej Total Life Forever.


niedziela, 13 października 2013

Oby dobry dzień!: Misia Ff

Wstawać! Odpalać głośniki i szykować się na orzeźwienie, które z nich popłynie. Dzisiaj obudzi Was dziewczyna z temperamentem! Ale najpierw wstęp...

Nie zawsze zawieszenie działalności jakiegoś zespołu musi wiązać się z czarną rozpaczą i falą złorzeczeń pod adresem elementów składowych danej kapeli. Très.b robią sobie przerwę. Szkoda, bo to bardzo solidna marka na naszej scenie muzycznej. Ale! Dzięki takiej, a nie innej decyzji powstały dwa nowe projekty. I to jakie! Wokalistka i basistka Misia Furtak nagrywa pod szyldem Misia Ff, a gitarzysta Olivier Heim tworzy pod pseudonimem Anthony Chorale (drummer Très.b Thomas Pettit gra razem z nim). Z racji, że panie mają pierwszeństwo (kulturalnym Boltzem jestem) dzisiaj skupię się na Misi Ff ;)

Posłuchajcie proszę:


Ależ bym Panią utulił za ten track Pani Misiu! Zasługi częściowo spływają na Rykardę Parasol, która jest wymieniona jako współtwórczyni tego utworu. Mózg jest kawałkiem z jajem, kompozycyjnie światowym i sprzyjającym zapętleniu na czas nieokreślony. Singiel jest zapowiedzią 8-utworowej EPki (6 piosenek + remix i radio edit) zatytułowanej po prostu Misia Ff. Płyta ujrzy światło dzienne 21 października. Czekam niecierpliwie!

No i tyle. Trzymajcie się i odpoczywajcie! ;)

piątek, 11 października 2013

Oby dobry dzień!: CHVRCHES

Wczoraj trio, dzisiaj trio. Wczoraj jedna pani i dwóch panów. Dzisiaj podobnie. Jest zróżnicowanie jeżeli chodzi o gatunek muzyczny. No niby No Ceremony/// i CHVRCHES są w jednym worku z dupnym napisem electronica, ale pierwszy zespół to takie electrowszystko, a dzisiejszy zespół to 100% electro pop.

CHVRCHES pochodzą ze Szkocji. Pierwszy raz usłyszałem o nich za sprawą zabawy muzycznej Sound of 2013, w której BBC i ludzie z branży muzycznej typowali kto z debiutantów "wystrzeli" w tym roku. Pisałem o tym w dwóch częściach: pierwszej i drugiej. W ogólnym rozrachunku Sound of 2013 CHVRCHES zajęli 5 miejsce, czyli zostali uznani za iście smakowity kąsek.

W końcu doczekałem się The Bones Of What You Believe, czyli debiutanckiej płyty projektu z Glasgow. LP wyszedł 20 września. Wziąłem się za niego niedawno, ale wystarczająco dawno, żeby zmierzyć jego jakość boltzowym uchem. No i tak sobie słuchałem przez czas jakiś i cholercia nie jestem jakoś specjalnie zachwycony. Lauren Mayberry ma bardzo intrygujący wokal. Można by zakwestionować jej wiek. Brzmi jakby chłopaki wyciągnęli ją z przedszkola. Strrrrasznie młody głos. Wręcz dziecięcy. Nie jest to zarzut, żeby nie było! Lauren jest najbardziej charakterystyczną częścią składową CHVRCHES. Album momentami jest toporny. Melodie nie są pierwszej jakości. Nawet wielokrotne odsłuchy nie pozwoliły mi zapamiętać części linii melodycznych. Nie ukrywam, że jestem zawiedziony tym debiutem. Są perełki np: The Mother We Share, Gun, albo Night Sky. Dwa pierwsze tracki są już osłuchane, bo pojawiły się przed wydaniem debiutu. Stąd...

Wypycham przed szereg utwór Night Sky. Za zapamiętywalny refren i singlowy potencjał.

Komunikat! Boltzowa plejlista cierpi na deficyt zjawiskowych debiutantów. Wrzucajcie nazwy wykonawców i tytuły płyt, które TRZEBA znać w tym roku. Czekam na Wasze propozycje, drodzy Czytacze ;)

Oby dobrego dnia życzy Boltzczysław ;]

A teraz Night Sky.


czwartek, 10 października 2013

Oby dobry dzień!: No Ceremony///

19 października coraz bliżej! Pamiętacie? Tak jest. Wtedy Foals przyjeżdżają do Warszawy na pierwszy klubowy koncert. Ale zanim piątka z Oxfordu przejmie dowodzenie w Stodole zaprezentuje się trio z Manchesteru  - No Ceremony///. Niechaj to będzie taka zapowiedź zapowiedzi koncertu Foals.

Support Foals MUSI być dobry, bądź bardzo dobry. Może niekoniecznie. Średniawka. Opierając się na wielokrotnie odsłuchanym albumie No Ceremony/// nie spodziewam po ich koncercie wielkich muzycznych doznań trzeciego stopnia (a, żebym się pomylił!). Projekt No Ceremony/// wydał self titled album, na którym dwukropek:  pani ładnie śpiewa, a panocki jej wtórują (czasami), są wokale z modulacjami, elektronika miesza się z gitarami, słyszę jakieś przebłyski Crystal Castles, jest dużo klawiszy. Na ok. 30 minut muzyki z czystym sumieniem propsuję trzy piosenki. Wyróżniam FeelSoLow, HurtLove, PartOfMe.

Zaczynając pisać tego postacza chciałem wrzucić do odsłuchu FeelSoLow, ale zmieniam zdanie. Posłuchajcie PartOfMe. Chyba jednak ten utwór jest korzystniejszy ;> Ładnie rośnie, aż dochodzimy do naprawdę niezłej końcówki.

Bądźcie pozdrowieni! Jeszcze jeden dzień i weekend ;)




wtorek, 8 października 2013

Oby dobry dzień!: Arctic Monkeys

Arktyczne Małpy z rana, bo idzie zima. Face it! Kupujcie już rybę na święta. Niech karpik rośnie w wannie.

W tym wpisie kilka słodko-gorzkich słów na temat nowej płyty Arctic Monkeys AM. Słodkich, bo R U Mine? (takich Małp chce się słuchać w kółko!), Arabella (słyszę tam Tame Impala, a lubię tę kapelę, więc...), albo utwór wieńczący płytę I Wanna Be Yours (chociaż też jakoś specjalnie pupki nie urywa). Gorzkich, bo odnoszę wrażenie, że Arctic Monkeys próbują na siłę zostać nowymi Queens of the Stone Age. Jeżeli mnie zapytacie to odpowiem, że to zadanie ich przerasta. Inspiracje inspiracjami, ale Alex nawet stara się śpiewać jak Homme.
Ponadto nie podobają mi się ponabijane gdzie się da falsety. Za dużo ich. Ileż można?
Płyta się kończy i... Nie chce mi się jej odpalać po raz kolejny. Nie wiem czemu. W ogóle mnie ta płyta nie ciągnie, a w większości nawet tych słabszych wydawnictw mam chęć ponownego odsłuchu. Jedynie wracałem do R U Mine?. Do AM zabierałem się kilkakrotnie. Nigdy nie przyciągnęła mnie na dłużej.
Może już z nich wyrosłem. Arktyczne Małpy chyba celują w młodszy target -> gimnazjum i liceum.

Wybiórczo bankowo będę wracał do niektórych kawałków z AM. Takie R U Mine? to rockowy masterpiece i z nim zostawiam Was w ten piękny jesienny (prawie zimowy ;P) poranek. Trochę powiało chłodem z tego wpisu, ale piszę jak czuję.

Tymczasem! Oby dobrego dnia! ;)



niedziela, 6 października 2013

Oby dobry dzień!: Moderat

Czy to Wy? Bo tutaj ja. No to dzień dobry Wam. Mówię ja.

No i tego. Takim filozoficznym wstępem rozpoczynam kolejny poranny wpis. W niedzielny poranek chciałem sprawdzić, czy płyta II projektu Moderat wciąż mi się podoba. Odpowiedź za chwil kilka.
W ostatnim poście poświęconemu niemieckim muzykom zachwalałem utwór Bad Kingdom. Robiłem serduszka z połączenia < i 3 (premierowo - nie użyłem wcześniej ani razu wirtualnego love). Pisząc tamtego posta miałem na koncie jeden odsłuch albumu II. Drugi odsłuch został wstrzymany przez zapętlenie kawałka Bad Kingdom.
Jak już przesłuchałem wzdłuż i wszerz powyższy utwór wziąłem się za pozostałe. Teraz wróćmy do pytania zadanego na początku. Przy tegorocznej płycie Moderat zatytułowanej II spędziłem dużo cennego czasu i ani sekundy nie żałuję. Świetny album! Okazało się, że Bad Kingdom to nie jedyna petarda na płycie. Na nowym LP znajduje się 11 mniejszych lub większych fajerwerków muzycznych. Nie będę opisywał każdego z osobna. Napiszę tylko, że II to jedna z najlepszych muzycznych propozycji w roku 2013.

Skoro poranek to niechaj zabrzmi utwór Milk. Mleko z rana (prawie) jak śmietana. Mimo, że track Milk jest mocno nazwijmy to jednostajny nie czuję się zmęczony odsłuchem. Osiągam pewną harmonię. Kompozycja zacnie się rozwija wprowadzając transowy klimat.

Buzi. Trzymajcie się ciepło!


piątek, 4 października 2013

Twój głos jest dla nich ważny!

Przynajmniej tak mówią...

Spoko, spoko. Tym razem nie zachęcam do głosowania w jakimś konkursie. Tutaj chodzi o ważny środek badawczy jakim jest ankieta. To nie jest błaha ankietunia o znikomym stopniu ważności. Co to to nie! To jest ankieta OPENEROWA. Organizatorzy (Alter Art) zadają pytanie: Kto na Open'era 2014? Macie 4 wolne miejsca do wypełnienia swoimi propozycjami muzycznymi. Każdy głos się liczy. Nie będę nic sugerował. Każdy ma swoich Foalsów (ups! ;P), co to ich chce wpisać w pierwszej rubryczce.

Tutaj macie linkacza do ankiety -> Kto na Open'era 2014?
Można głosować do niedzieli (06.10.2013).

Jak coś to możecie pisać też u mnie, w Czasoprzestrzeni Muzycznej szwagra Boltza kogo byśta chcieli zobaczyć/usłyszeć w Gdyni ;) Chętnie obczaję Wasze propozycje.

A na do widzenia się z Państwem (nic nie sugeruję, ani trochę) Foals w wersji live.


Oby dobry dzień!: Franz Ferdinand

Szkocka muza z rana jak śmietana!

Franz Ferdinand wciąż wiedzą o co się rozchodzi w rockowej muzyce. Co prawda świeżuchne wydawnictwo Alexa Kapranosa i ekipy nie posiada kawałka na miarę przemegawpieronywielkiego hitu Take Me Out, ale stężenie zacnych piosenek na płytę o średnicy 12 cm sprawia, że mam do czynienia z roztworem nasyconym (oprócz metafor kulinarnych lubię też chemiczne, coś mi z tego nieszczęsnego biol-chemu zostało ;) ). Roztworem nasyconym w dobre melodie i gryfne (tak się u nos godo jak coś jest fajne) teksty. Chłopaki mają do siebie i do swojej twórczości dystans, co mnie się również udzieliło przy bezpośrednich odsłuchach płyty Right Thoughts, Right Words, Right Action.
Na wyróżnienie zasługuje większość kawałków z tej płyty. Spróbujcie nie ruszyć kończyną (obojętnie którą) w rytm otwierającego album utworu Right Action. Miszyn impasibl. Horrorystyczne Evil Eye ze znajomym z filmów grozy piszczącym dźwiękiem budującym napięcie, czy po co to tam jest ten pisk. O, albo w takim czwartym kawałku na płycie nazwanym Stand On The Horizon słyszę wpływy The Whitest Boy Alive. Można pisać i pisać. Może strzelę reckę? Hm.
Płyta jest krótka, ale konkretna. Trwa 35 minut z hakiem.

Wyróżniam utwór Bullet. 2 minuty i ileśtamdziesiąt sekund rockowej ekstazy. Wrzucam do odsłuchu lajfkę z występu u Lettermana. Te zmaszczone falsety ;D Miazga. Ale ogólnie chłopaki są w formie. Chciałbym znów zobaczyć ich na żywo!

Oby dobrego dnia życzy Wujas Boltz ;)


środa, 2 października 2013

Oby dobry dzień!: Kings Of Leon

Uszanowanko! ;)

Na dzisiejszy poranek wybrałem zespół, który jest pomostem pomiędzy mainstream i undergroundem. Ich największym hitem stał się kawałek zagrany dla picu -> Sex On Fire. Cóż. Niezbadane są wyroki losu. Rodzina Followillów gra dalej i ma się naprawdę dobrze. Co prawda ich koncert na Open'erze 2013 to delikatnie mówiąc nie był najlepszy gig na jakim byłem, Panowie z USA wciąż wydają bardzo zacne płyty.
Utwór na dzisiaj pochodzi z tegorocznego wydawnictwa Kings Of Leon zatytułowanego Mechanical Bull (znowu pięciosylabowy tytuł płyty ;) ).
O jakości melodii i generalnie rzecz ujmując kompozycji niechaj świadczą moje próby wokalnego wtórowania Calebowi (przy czym uświadamiam sobie, żeby śpiewanie zostawić fachowcom). Że chłopaki grać potrafią to już chyba nikt nie wątpi. Mogę się jedynie przyczepić do wtórności kompozycji. Kingsi operują schematami. Kawałek Tonight na pierwszy rzut ucha przywołał mi The Immortals z poprzedniczki Mechanical Bull. Znalazło by się kilka "zerżniętych" z wcześniejszych piosenek partii basu, ale! Nie będę się już czepiał. Płyta jest mocna i wstydu nie przynosi.

Podtrzymuję obydobrydniową tradycję wrzucania "jedynek" do odsłuchu. Wybieram Supersoaker piosenkę otwierającą nową płytę Kings Of Leon pt. Mechanical Bull.

Oby dobrego dnia życzy,
Wasz Boltzczyński ;]


PS. Pamiętajcie o zacności koncertowej w Bytomiu ;)