Podsumowując przeszły tydzień powiem tylko, że kocham złośliwość rzeczy martwych. Żywych też.
Było, minęło. Zgłaszam gotowość, melduję się na stanowisku, podnoszę rękę i wykrzykuję głośne "obecny!" przy wyczytywaniu listy obecności. Wracam do rzeczywistości wirtualnej. Pan Boltz is back! ;D
Najjaśniejszym elementem przeszłego tygodnia (a fuj!) był kawałek, który gdzieś już słyszałem tylko za Chiny Ludowe nie mogłem sobie przypomnieć gdzie. Będąc w pewnym miejscu w pewnym czasie (odrobina tajemniczości nie zaszkodzi ;)) usłyszałem znajomo brzmiący kawałek. Tradycyjnie zerwałem kontakt ze światem na jakieś 10 sekund i rozpocząłem prowadzić muzyczny research w boltzowym umyśle. Zrywając kontakt ze światem byłem w trakcie wymagającej skupienia czynności, ale cóż muzyka ma pierwszeństwo. Tak czy siak nie dawało by mi to spokoju. Tak już mam, że jak usłyszę coś intrygującego to dociekam co to było.
Poszukiwania okazały się być owocne. Co prawda znam ten kawałek z przeróbki, a nie z oryginału, ale dałem radę i w mojej wewnętrznej wyszukiwarce wujaszka Boltza w rubryce wykonawca wyświetliła się nazwa Swedish House Mafia, a w rubryce tytuł One.
Wyżej wspomnianą przeróbkę usłyszycie w czwartek ;)
Jestem zaskoczona - nie przypuszczałam, że taki kawałek może Panu Boltz'owi przypaść do gustu ;P Chociaż z drugiej strony... "One" ma w sobie TEN pierwiastek niesamowitości, który zmusza do bezlitosnego, wielogodzinnego wałkowania owych brzmień (o czym przekonałam się już kilka ładnych tygodni temu;D)
OdpowiedzUsuń