niedziela, 26 lutego 2012

Dead Silence Festival vol. 3 [24.02.2012] oczami/uszami Pana Boltza


Na Dead Silence Festival vol. 3 zaniechałem swoją koncertową zasadę. Zawsze przed pójściem na koncert staram się przynajmniej fragmentarycznie zapoznać się z twórczością wykonawcy/ów. Tym razem odszedłem od reguły i postanowiłem dać zespołom szansę na przekonanie mnie bezpośrednio ze sceny. Poszedłem na żywioł. Słowo żywioł doskonale ilustruje zaistniałe przedsięwzięcie, gdyż energia towarzysząca występom zespołów podniosła temperaturę w "Drukarni".
Line-up Dead Silence Festival vol. 3 zawierał cztery ekipy w tym jedną naszą, tarnogórską. Można rzec, że Mouga jest teraz tarnogórsko-krakowska a to z tego względu, że miejsce gitarzysty Bażanta zajął Przemek Grażka pochodzący z Krakowa. Oprócz Mougi zamykającej DSF vol. 3 swoje muzyczne umiejętności zaprezentował zespół Ebola Cereal, Captain Grave i Heroes Get Remembered.

Rozpoczęli goście z Katowic – Ebola Cereal.  Były fragmenty, w których wokalista mnie nie przekonywał. Ten gatunek muzyczny obnaży nawet najmniejsze zachwianie, ale w ogólnym rozrachunku daję mu pozytywna ocenę. Instrumentalnie bez zarzutu. Momentami bardzo pachniało  mi twórczością At The Drive-In. I wierzcie mi, że jest to duży komplement. Ebola Cereal - miłe zaskoczenie nr 1.
Następny w kolejności oświęcimski band Captain Grave zrobił na mnie największe wrażenie. Moc dwóch gitar przeszył mnie na wylot. Trafiający w punkt bas i perkusja również zasługuje na uznanie. Cholernie dużym atutem Captain Grave jest jakościowy wokal. Oklaski dla wokalisty, bo „drzeć mordę” to trzeba umieć. Z ciekawością zdecydowałem się na przesłuchanie nagrań studyjnych i udowodniły mi one jakość tej kapeli. Takie nasze polskie Gallows. Captain Grave – miłe zaskoczenie nr 2.
Przed Mougą zagrał szerszej publiczności znany z polsatowskiego programu Must Be The Music zespół Heroes Get Remembered. Kwartet rodem z Warszawy nie omieszkał publiczności o tym przypomnieć. Przejdźmy jednak do konkretów. Było przebojowo i bezkompromisowo. Widząc i słysząc zespoły takie jak HGR zwykle mawiam, że mamy do czynienia z dobrze naoliwioną zgraną maszyną. Heroes Get Remembered umiejętnie zmobilizowali publikę do zabawy. Śliska nawierzchnia skutecznie utrudniała utrzymanie równowagi, ale mimo to widzowie pod sceną uskuteczniali koncertowe rytuały. Heroes Get Remembered miłe zaskoczenie nr 3.
Na koncercie Mougi polała się krew. Serio. To nie jest przenośnia. To awaria nosa jednego z członków publiki szybko zażegnana przez kierownictwo "Drukarni". Na DSFie vol. 3 Mouga jak zwykle zaprezentowała mocarne brzmienie i świetną współpracę. Tutaj chciałbym powiedzieć, że po raz pierwszy miałem okazję doświadczyć Mougę z nowym gitarzystą. Przyznam, że troszkę obawiałem się jak wypadnie współpraca z nowym człowiekiem. Bażant wysoko powiesił poprzeczkę, ale Przemek Grażka radzi sobie naprawdę przyzwoicie.  Chłopaki trzymają swój wysoki poziom, do którego przyzwyczaili słuchaczy. Stepol wyczynia cuda za garami, Dywan dwoi się i troi dzierżąc w rękach bas, a Konyu umiejętnie łączy funkcję wokalisty z graniem na gitarze w obu zadaniach spisując się wzorowo. 

Chłodna aura Drukarni wydawałoby się mogła zaniżyć jakość prezentacji danych zespołów, ale nic podobnego. Zespoły zrobiły, co w ich mocy, żeby publika nie czuła zimna.  Dobór artystów oceniam na 5 z plusem. To był wieczór spod znaku post-hardcore’u, wieczór, którego inne miasta mogą Tarnowskim Górom zazdrościć. Nic tylko czekać na kolejna edycję festiwalu.


1 komentarz:

  1. No nic dodać nic ująć, kawał dobrej muzyki. Dawno nie byłem w okolicy na imprezie o podobnym poziomie. Szkoda tylko, że ludzie do końca nie dopisali ale i tak nie było chyba tragedii. A nieobecni niech tracą, bo dycha za to, co było do posłuchania to naprawdę niedużo.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń