piątek, 30 grudnia 2011

"Miętkość" i ckliwa aura

2011 rok kończy swoje panowanie i powoli przekazuje pałeczkę koledze oznaczonemu numerem 2012. Nie jestem zwolennikiem podsumowań. Nie będę spinał pupki i wygrzebywał najlepsze smakołyki z 2011 roku. W moim mniemaniu podsumowania są niezwykle krzywdzące. Ominiesz jednego, dwóch, trzech wykonawców i całe podsumowanie można wyrzucić do kosza. Dlatego skupiam się na przyszłości.

Wybiegając myślami do przodu można bawić się w rzeczy typu Sound of, a w tym roku jesteśmy świadkami prawdziwej klęski urodzaju. Zanosi się na to, że 2012 rok wcale nie będzie gorszy pod względem muzycznym od poprzedniego. Dodając do tego "starych", sprawdzonych ulubieńców zapowiadających nowe wydawnictwa - nie powinno być nudno. Ale co ja Wam będę plótł jakieś pieprzone banały. Następne 12 miesięcy zweryfikuje wszystkie przypuszczenia i bajania.

Tutaj, teraz, w tym czasie i miejscu mogę jedynie zasugerować, że jedną z kluczowych postaci 2012 roku może być pani Lana Del Rey. Chodzą słuchy głoszące tezę, jakoby była ona istotą w pełni ukształtowaną przez menedżerów. W złym słowa znaczeniu. Niektórzy mówią, że przedobrzyli i Lana, a właściwe Elizabeth Grant trąca plastikiem. Nawet, jeśli. Kruca bomba! Zjadliwy jest ten plastik. Nie wiem, czy zrobiłem się "miętki", czy ogarnęła mnie jakaś ckliwa aura, ale ta niewiasta ma na mnie patent. Najpierw zabłysnęła vintage'owym Video Games. Drugi odsłuch, trzeci i tak dalej... "Okej. Nie kopie, aż tak bardzo, ale... Ciekawy klimacik. Trzeba obserwować".
Niedawno wypuściła kolejną zapowiedź albumu, który ma pojawić się w styczniu 2012. Longplej ma się nazywać Born To Die i tak właśnie zowie się następny singiel Lany Del Rey. Tytułowa piosenka to kolejny konkret. O wiele bardzie podoba mi się niż Video Games. Jak tak dalej pójdzie to na naszych półkach zagości kolejna wysokiej jakości płyta.

Pięknie to brzmi, pięknie to wygląda. Ale czy nie za pięknie? Cały czas to pytanie wierci mi dziurę w głowie. A co Wy na to? Kupujecie to czy nie za bardzo?


niedziela, 25 grudnia 2011

Dead Silence Festival 2011 [23.12.2011] oczami/uszami Pana Boltza

Święta, Świętami, ale relacyja z Dead Silence Festival 2011 musi być ;D

Wieczorem 23 grudnia nogi poniosły mnie do Drukarni na długo wyczekiwany Dead Silence Festival 2011. Mimo, że zima oficjalnie się zaczęła w drodze na miejsce zmagaliśmy się z moimi kompanami nie z padającym śniegiem, lecz z kapuśniakiem siąpiącym z nieba. W drodze powrotnej kapuśniak zamarzł i bez opanowanego kroku ślizgowego ani rusz. Ale "dojechałem" i mogłem w będąc w całości uskutecznić poniższą relację.

Przygotowałem wypolerowaną, lśniącą pięciozłotówkę z 2009 roku, dorzuciłem ją do puli,a w zamian otrzymałem pieczęć - "No, teraz już mnie nie wywalą."
Niedługo później jakoś tak mniej więcej punktualnie o 19:00 rozbrzmiały pierwsze dźwięki zespołu...
NameLess. Przyznam, że były niezłe przebłyski, ale solidny szlif bardzo wskazany. Jak na moje ucho, cięższe fragmenty wypadały bardziej korzystnie. Ton wszystkiemu nadawał perkusista kojarzony z tarnogórską kapelą Mental Vexation, o której słuch zaginął.
Red House, czyli ktoś tu się chyba inspiruje The White Stripes ;> 23 grudnia miałem przyjemność usłyszeć ich po raz pierwszy i oprócz jednej skopanej solówki cały występ oceniam niezwykle pozytywnie. Próbujcie, twórzcie i grajcie koncerty. Z tej mąki może być ociekający zacnością chlebuś.
Następnie scenę opanował Toonel. Najwyraźniej muszę im dać jeszcze jedną szansę, gdyż nie doszukałem się czegoś szczególnego. Wiadomo - Łukasz Loskot rządzi i dzieli, ale to nie wystarczy. Ciężki blues to może nie moja bajka?
Ewoluujący, rozwijający się Heath. Gęba się śmieje jak widzi się postęp tych jegomościów. Przykuwają uwagę, nie pozwalają oderwać uszu. Człek chłonie każdy wybrzmiewający dźwięk. Post-rockowa końcówka ostatniego utworu - ukłony Panowie! A z kolei Wash Your Name siedzi mi w głowie od dłuższego czasu. Do studia Chłopaki! Ale już! ;D
Na koniec gwiazda wieczoru - God's Gotta Boyfriend. Odrobina słonecznego punk-rocka w zimowy wieczór. Wielkim zaskoczeniem okazał się poszerzony skład zespołu zamykającego festiwal. Oryginalny skład GGB w postaci Mateusza Koniecznego (wokal, gitara), Sebastiana Brzuszczaka (perkusja), czyli twarzy znanych z Mougi oraz Oskara Ludziaka (bas) został wsparty kolejnym członkiem Mougi - Marcinem Misdziołem. W tym projekcie Dywan nie dzierżył basu, lecz gitarę elektryczną. Efekt? Godsi brzmią jeszcze potężniej. A ogólnie to nudy. Idziesz na koncert Godsów i wiesz, że nie zejdą poniżej pewnego poziomu. Pewność ruchów i pełna profeska ot, co. To, co Stepol wyrabia ze swoim perkusjonaliami - czapki z głów. Konyu jak zwykle pewnie i jakościowo. Oskar udowadnia, że potrafi z basu wyciągnąć smakowite dźwięki, a Dywan na elektryku - musiała minąć chwila, abym mógł przyzwyczaić oko. Suma sumarum dał radę ;D

Kto postanowił wpaść na DSF 2011 miał świetne podsumowanie muzycznego roku tarnogórskiej sceny muzycznej. Byli nowicjusze i stare wygi. Mam nadzieję, że na następną edycję nie trzeba będzie czekać trzy lata ;)

sobota, 24 grudnia 2011

Najweselszych Świąt!

Chciałbym Wam coś pożyczyć. Już tak na stałe. Na zawsze. Jak uznacie, że chcecie oddać to również się nie obrażę. Wręcz przeciwnie będzie mi bardzo miło ;]

Wszystkiego najdźwięczniejszego, bądźcie dla siebie mili i uważajcie na ości! ;D

Zapuście sobie poniższy kawałek. Christmas Time (Don't Let The Bells End) w wykonaniu The Darkness. To chyba mój ulubiony świąteczny track. Dobra alternatywa dla osłuchanych, wszechobecnych szlagierów wałkowanych przez lata.

Najweselszych Świąt!

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Pan Boltz i Sound of 2012

Przy okazji poprzedniej edycji nakreśliłem dokładnie o co w Sound of się rozchodzi. Leci cytacik:

Jest takie przedsięwzięcie, które począwszy od 2003 roku elektryzuje cały świat muzyczny. Krytycy muzyczni oraz ludzie siedzący w branży fonograficznej przygotowują listę debiutujących, obdarzonych dużym potencjałem, utalentowanych wykonawców, którzy mogą w danym roku mocno namieszać na rynku muzycznym. Działa to tak, że wstępna lista kandydatów pojawia się w grudniu, a na początku stycznia poznajemy 10 laureatów (w edycji Sound of 2010 było tylko 5). Następnie przez cały rok obserwujemy czy rzeczywiście wykonawcy spełnili pokładane w nich nadzieje.
Przez lata w Sound of... przewinęło się mnóstwo świetnych zjawisk muzycznych. Zwycięzcami zostali m.in. 50 Cent, Keane, Mika i Adele. Z kolei w ścisłych czołówkach znajdowali się np. Yeah Yeah Yeahs, Franz Ferdinand, Bloc Party, Klaxons, White Lies, Florence + the Machine, Hurts... Można wymieniać i wymieniać.

Tak się właśnie sprawy mają. Nic się nie zmieniło. No może oprócz zupełnie nowych wykonawców chcących podbić świat muzyczny.
W tej edycji typy na 2012 rok przedstawiło 184 tastemakerów z Wielkiej Brytanii. Każdy z nich mógł przyznać 3 nominacje. Tastemakerzy to ogół krytyków i wcześniej wspomnianych ludzi zajmujących się muzyką. Czy w tym roku wyniuchali kogoś na miarę Adele, która zawładnęła 2011 rokiem?
Przed Wami lista 15 kandydatów "skazanych na sukces":

- A$AP Rocky
- Azaelia Banks
- Dot Rotten
- Dry the River
- Flux Pavilion
- Frank Ocean
- Friends
- Jamie N Commons
- Lianne La Havas
- Michael Kiwanuka
- Niki & The Dove
- Ren Harvieu
- Skrillex
- Spector
- Stooshe


Podkreślenia nie pojawiły się przypadkowo. Oj nie. Oj nie. Oj nie ;D Podkreśleni zostali moi "wybrańcy" ;>

1. Spector




Niby takie cuś już było, ale brzmi świeżo. Lubię niepozornych jegomościów, którzy chwytając za instrumenty muzyczne, albo sięgając po mikrofon zamieniają się w muzyczne bestie. Dotarli do mojej muzycznej czasoprzestrzeni jeszcze przed ogłoszeniem longlisty Sound of 2012. Dalej twierdzę, że charyzmatyczny wokalista to więcej niż połowa sukcesu. Trzymam kciuki za młodych Brytyjczyków.

2. Skrillex




Jestem zdania, że grzechem było by nie wymienić jako faworyta Sound of 2012 Skrillexa, człowieka, który na fali dubstepowej mody wyrasta do rangi dubstepowego giganta. First Of The Year (Equinox) to pierwszy dubstepowy utwór, który wywołał u mnie syndrom ciarzastości. Autentycznie. Prawie 25 milionów (!) odtworzeń (stan na 19.12.2011) kawałka wykonawcy trudniącego się takim a nie innym gatunkiem muzycznym robi wrażenie, czyż nie?

3. Jamie N Commons




Nowy Nick Cave? 22-latek z bluesowym wokalem brzmiącym przynajmniej o 30 lat starzej. Raczej nie wygra, ale niechaj uzyska rozgłos, bo zasługuje.

4. Friends



Coś mi się wydaje, że zostaną muzycznymi przyjaciółmi wielu ludzi ;) Coś mi ten pięcioosobowy projekt przypomina, ale za cholerę nie mogę sobie pokojarzyć. Hm? Ale jest zacnie. Chętnie sięgnąłbym po płytę tego zespołu.

5. Stooshe



Poprzednio na przekór sobie postawiłem na Jessie J i co? I wygrała Sound of 2011 ;P Tym razem też na przekór typuję girlsband Stooshe ;D




Mocna ekipa w tm roku. Miałem twardy orzech do zgryzienia z finałową piątką. Dlatego postanowiłem dodatkowo wyróżnić:

- Niki & The Dove (brzmi wtórnie, pachnie The Knife, albo Fever Ray, ale ja lubię te projekty ;D)
- Dry the River (folk-rockowa kapela)
- Michael Kiwanuka (świetny soulowy głos)

Pewnie jeszcze jakiś przedstawiciel rapu ostro namiesza, ale nie jestem kompetentny w tej kwestii. Przesłuchałem propozycji nominowanych wykonawców. Nie było tzw. chemii. Jakoś mną nie poruszyły.

Na początku stycznia dowiemy się kto znalazł się w finałowej piątce BBC Sound of 2012 i kto zajmie zaszczytne pierwsze miejsce. Nie wahajcie się próbować wybrać swoich faworytów. Ja już swoich wyselekcjonowałem ;)

piątek, 16 grudnia 2011

Zapowiedź Dead Silence Festival 2011

Czy to będą białe na Święta? Czy ludzie domagający się opadów śniegu dostaną, czego chcą (a po tygodniu będą rzucać na lewo i prawo "Zimo Wyjerdalaj!")?. Szczerze? Obchodzi mnie to tyle, co zeszłoroczny śnieg ;P Czy chmury i deszcz, czy mróz i śnieg w wigilię Wigilii Bożego Narodzenia o 19:00 w Klubie Galerii Drukarnia w Tarnowskich Górach będzie mieć miejsce Dead Silence Festival 2011.
Tarnogórski Dead Silence Festival wraca po trzech latach niebytu. Pierwsza edycja tego wydarzenia miała miejsce w 2008 roku. W ciągu 12 tygodni odbyło się 5 koncertów, podczas, których grały kapele trudniące się uprawianiem zupełnie niekomercyjnych gatunków muzycznych. Sebastian "Stepol" Brzuszczak organizator Dead Silence Festival 2011 powiedział: "Fajnie byłoby zjednoczyć jak najwięcej zespołów Tarnogórskich". Szkoda, że jak najwięcej to tylko 5, ale! I tak jest całkiem nieźle.
Skromniejsza, jednodniowa wersja festiwalu zawierać będzie następujące elementy składowe. Kolejno według rozpiski godzinowej. Jak kto woli chronologicznie.

19:00 - NameLess
19:40 - Red House
20:20 - Toonel
21:00 - Heath
21:40 - God's Gotta Boyfriend

Wjazd na event kosztuje 5 złotych. A gdy wybrzmią ostatnie dźwięki koncertu Godsów rozpocznie się afterparty.

Jak tak zerkam na listę wykonawców to dochodzę to wniosku, że 23 dnia miesiąca grudnia będziemy mogli usłyszeć rocka w różnych odcieniach. Będzie trochę punka-rocka i hardcore'u (God's Gotta Boyfriend), ciężkiego post-rocka (Heath), bluesa (Toonel i Red House) oraz rocka okraszonego damskim wokalem (NameLess).

Proponuję wziąć (nie ma "ś" w słowie wziąć) udział w tej chwalebnej muzycznej inicjatywie. 23 wieczór grudnia, jedna scena, pięć zespołów i ponad trzy godziny grania na żywo. Lokalny rarytasik, rzekłbym.

wtorek, 13 grudnia 2011

Nie przeszkadzaj mi, bo tańczę

Wszechmogący wysyła mi znaki z "góry" i wrzuca do kompotu owady. Właściwie jednego owada. Sztuk jeden. Wierzcie lub nie, ale dzisiaj tj. 13 grudnia wpadł mi do kompotu... komar. Gdzie w grudniu uchowała się krwiopijna pani komarowa? Zielonego pojęcia nie mam. W każdym razie była dorodna, ale jakaś taka drętwa ;P Z własnego doświadczenia wiem, że w większości przypadków ludziska wyławiają z napojów muchy. A propos Much ;D

Polski alternatywny zespół noszący klawą nazwę Muchy udostępnił do odsłuchu świeżutki utwór. Piosenkę zapowiedź nowego, trzeciego już w dorobku zespołu albumu. Poprzednie dwie płyty Terroromans i Notoryczni Debiutanci zawierają solidny kawał ociekającej zacnością muzyki. Krytycy przyjęli je bardzo ciepło. Moją muzyczną czasoprzestrzeń Muchy zdobyły rockowymi, melodyjnymi kompozycjami oraz korzystnymi tekstami Michała Wiraszko.
Niestety kapeli powstałej w Poznaniu nie ominęły zawirowania personalne. Od lutego 2011 członkiem zespołu przestał być Piotr Maciejewski (gitara, śpiew, klawisze), a w jego miejsce wskoczył Damian Pielka. Jak brzmi jeden z najjaśniejszych punktów polskiej sceny alternatywnej z nowym gitarzystą? Służę. Oto nowy utwór Much - Nie przeszkadzaj mi, bo tańczę. Nowe, ale jednak stare dobre Muchy ;]




Tańczę z radości, gdyż teraz już kumam dlaczego komar wylądował w moim kompocie. Dlaczego? No jak to dlaczego? Żebym mógł napisać o Muchach ;D

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Tendencje kooperacyjno-mentorskie (część II)

Tendencje kooperacyjno-mentorskie wprost z Oxfordu.
Jest sobie taki korzystnie brzmiący muzyczny twór, muzyczne trio uprawiające jak to sami zainteresowani nazwali ambitionless office disco. Co by się nie powtarzać proponuję zerknąć o tutaj, gdyż o Trophy Wife już miałem niekłamaną przyjemność pisać.
Dokonało się! Pochodzący z Oxfordu Trophy Wife zaszczycili nas zawierającą 5 utworów EPką pod tytułem Bruxism. Znowuż potwierdzili swój potencjał, ale wciąż nie jest to apogeum domniemanych umiejętności. Tak się zacnie złożyło, że do EPki przysłowiowe 3 grosze dorzucił Yannis Philippakis głos i gitara oxfordzkiego zespołu Foals. Znaczna część gawiedzi poznała Trophy Wife właśnie dzięki pochlebnym opiniom Yannisa i jego kompanów z macierzystej grupy Foals. Philippakis wsparł przedstawicieli macierzystej sceny muzycznej i wyprodukował zespołowi Trophy Wife ostatnią piosenkę na EPce Bruxism. Utwór nosi tytuł Wolf i bez dwóch zdań Yannis zdołał przemycić w nim pierwiastek charakterystyczny dla swojego bandu. Zasugerował Trophy Wife cholernie klimatyczne (przestaję lubić to słowo za często go używam ;P) mroczne, psychodeliczne, przestrzenne, przeszywające na wylot rozwiązania. Dźwięki, które pojawiły się na drugiej płycie Foalsów Total Life Forever i eksperymentalnych b-side'ach po debiucie Antidotes.





Polecam całą EPkę Bruxism. Jest czego posłuchać. Oprócz Wolf na szczególną atencję zasługują kawałki Canopy Shade i Sleepwalks (te dęciaki! Miodzio!).

czwartek, 8 grudnia 2011

CCC czyli Czwartkowy Cykl Coverowy XXVIII

8 grudnia 1980 roku równo 31 lat temu został zastrzelony John Lennon. Jeden z członków The Beatles. Zespołu, o którym można śmiało powiedzieć, że jest najbardziej wpływowym bandem wszech czasów. Po dziś dzień w wywiadach młodych zespołów czytamy, że kluczową inspiracją do tworzenia własnej twórczości są Czterej Chłopcy z Liverpoolu. Fakt faktem projekty skupiające obdarzonych tak niewyobrażalnym talentem muzyków pojawiają się bardzo rzadko. Każdy z nich miał „patent na granie”.
Wszyscy zapamiętają Lennona, jako wybitnego kompozytora, multiinstrumentalistę, wokalistę i autora tekstów. Zostanie nam w pamięci również za działalność polityczną. Jak tylko mógł starał się krzewić pokojowe nastawienie wśród ludzi. Tak też powstał utwór Imagine.
W Czwartkowym Cyklu Coverowym zaprezentuję godny cover Imagine w wykonaniu A Perfect Circle ze zjawiskowym Maynardem Jamesem Keenanem przy mikrofonie. Pokój!

środa, 7 grudnia 2011

Darkwave'owy trubadur

Magnetyczny darkwave’owy trubadur zmusił mnie do refleksji. Co jak robiłem w wieku 17 lat? No, cóż. Spuśćmy na to zasłonę milczenia. Lepiej skupmy się na „dzieciaku” z Wielkiej Brytanii, który nazywa się Archy Marshall. Rudowłosy, 17-letni chłopak już w tak młodym wieku może pochwalić się dwoma projektami muzycznymi. Najpierw w muzycznych kręgach zaistniał Zoo Kid, a później King Krule.



Obok głębokiego, przejmującego głosu siedzącego w tym 17-letnim chłopcu (z uporem maniaka będę o tym przypominać) grzechem jest przejść obojętnie. Przyznam, że przy pierwszym kontakcie z twórczością młodzieńca z południowo-wschodniego Londynu nie kupiłem go w całości. Trzeba dać chwilę narządom słuchu na przywyknięcie do tego surowego głosu. Jednak po dwóch, trzech przesłuchaniach powiedziałem sobie pod nosem: "Tak jest!". Chudziutki rudzielec posiada magnetyzm działający na słuchacza jak lep na muchy. Cenny atut. Jego zmyślne kompozycje z pogranicza darkwave, lo-fi, new wave, dream popu, chillwave i wielu innych brzmią bardzo świeżo i obiecująco. W kwietniu 2010 roku, jako Zoo Kid wypuścił swojego pierwszego singla – Out Getting Ribs. Jak wieść niesie został on nagrany w sypialni Archy’iego wraz z jego kumplami. Następnie w listopadzie już, jako King Krule wypuścił King Krule EP. Wyróżniającym się utworem na wcześniej wymienionym minialbumie jest The Noose Of Jah City. Do odsłuchu poniżej.



Proces obserwacji rozwoju Archy’iego Marshalla uważam za rozpoczęty. Jestem zdania, że posiada predyspozycje, odpowiedni poziom zacności, aby grono jego słuchaczy powiększało się z każdą minutą.