niedziela, 25 grudnia 2011

Dead Silence Festival 2011 [23.12.2011] oczami/uszami Pana Boltza

Święta, Świętami, ale relacyja z Dead Silence Festival 2011 musi być ;D

Wieczorem 23 grudnia nogi poniosły mnie do Drukarni na długo wyczekiwany Dead Silence Festival 2011. Mimo, że zima oficjalnie się zaczęła w drodze na miejsce zmagaliśmy się z moimi kompanami nie z padającym śniegiem, lecz z kapuśniakiem siąpiącym z nieba. W drodze powrotnej kapuśniak zamarzł i bez opanowanego kroku ślizgowego ani rusz. Ale "dojechałem" i mogłem w będąc w całości uskutecznić poniższą relację.

Przygotowałem wypolerowaną, lśniącą pięciozłotówkę z 2009 roku, dorzuciłem ją do puli,a w zamian otrzymałem pieczęć - "No, teraz już mnie nie wywalą."
Niedługo później jakoś tak mniej więcej punktualnie o 19:00 rozbrzmiały pierwsze dźwięki zespołu...
NameLess. Przyznam, że były niezłe przebłyski, ale solidny szlif bardzo wskazany. Jak na moje ucho, cięższe fragmenty wypadały bardziej korzystnie. Ton wszystkiemu nadawał perkusista kojarzony z tarnogórską kapelą Mental Vexation, o której słuch zaginął.
Red House, czyli ktoś tu się chyba inspiruje The White Stripes ;> 23 grudnia miałem przyjemność usłyszeć ich po raz pierwszy i oprócz jednej skopanej solówki cały występ oceniam niezwykle pozytywnie. Próbujcie, twórzcie i grajcie koncerty. Z tej mąki może być ociekający zacnością chlebuś.
Następnie scenę opanował Toonel. Najwyraźniej muszę im dać jeszcze jedną szansę, gdyż nie doszukałem się czegoś szczególnego. Wiadomo - Łukasz Loskot rządzi i dzieli, ale to nie wystarczy. Ciężki blues to może nie moja bajka?
Ewoluujący, rozwijający się Heath. Gęba się śmieje jak widzi się postęp tych jegomościów. Przykuwają uwagę, nie pozwalają oderwać uszu. Człek chłonie każdy wybrzmiewający dźwięk. Post-rockowa końcówka ostatniego utworu - ukłony Panowie! A z kolei Wash Your Name siedzi mi w głowie od dłuższego czasu. Do studia Chłopaki! Ale już! ;D
Na koniec gwiazda wieczoru - God's Gotta Boyfriend. Odrobina słonecznego punk-rocka w zimowy wieczór. Wielkim zaskoczeniem okazał się poszerzony skład zespołu zamykającego festiwal. Oryginalny skład GGB w postaci Mateusza Koniecznego (wokal, gitara), Sebastiana Brzuszczaka (perkusja), czyli twarzy znanych z Mougi oraz Oskara Ludziaka (bas) został wsparty kolejnym członkiem Mougi - Marcinem Misdziołem. W tym projekcie Dywan nie dzierżył basu, lecz gitarę elektryczną. Efekt? Godsi brzmią jeszcze potężniej. A ogólnie to nudy. Idziesz na koncert Godsów i wiesz, że nie zejdą poniżej pewnego poziomu. Pewność ruchów i pełna profeska ot, co. To, co Stepol wyrabia ze swoim perkusjonaliami - czapki z głów. Konyu jak zwykle pewnie i jakościowo. Oskar udowadnia, że potrafi z basu wyciągnąć smakowite dźwięki, a Dywan na elektryku - musiała minąć chwila, abym mógł przyzwyczaić oko. Suma sumarum dał radę ;D

Kto postanowił wpaść na DSF 2011 miał świetne podsumowanie muzycznego roku tarnogórskiej sceny muzycznej. Byli nowicjusze i stare wygi. Mam nadzieję, że na następną edycję nie trzeba będzie czekać trzy lata ;)

2 komentarze:

  1. TOONEL :) Dzięki za kompromitujący komentarz , szkoda że nie trafiony , bo raczej trudno doszukać się blues'a w muzyce którą gramy. Może i jest trafiony głęboki jak blues ale nie gramy go. TOONEL tworzy muze nie-metalową , nie-bluesową , nie-rockową ... Tworzymy swój własny TOONEL'owski klimat i to nie bajka ani ciężki blues .Tworzymy muze nie dla wszystkich... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Żeby było jasne. Gracie naprawdę cacy i znacie się na tym co robicie, ale niestety nie było chemii pomiędzy TOONEL'owym klimatem, a moimi narządami odbioru bodźców dźwiękowych. Fakt ciężko Was, że tak brzydko to ujmę wsadzić w jakiś gatunek. Po koncercie uznałem, że ciężki blues najlepiej odzwierciedla Waszą twórczość i tak też napisałem w relacji. Utwierdziłem się w przekonaniu i przypiąłem Wam tę łatkę w momencie, gdy zajrzałem na Wasz profil na Facebooku. W informacjach w rubryce gatunek jako pierwszy wymieniacie blues. Być może niepotrzebnie się tym zasugerowałem. Bądźcie pozdrowieni!

    OdpowiedzUsuń