Nie było dostatecznie. Nie było nawet dobrze. Było rewelacyjnie! Nieważne, że było zimno. Kiedy ma być zimno jak nie zimą? Nieważne, że śliska nawierzchnia składająca się ze zmrożonego śniegu, bądź lodu spowalniała nasze ruchy w drodze na i z koncertu. Aura schodzi na drugi plan (Trio z Nowej Zelandii ma na ten temat inne zdanie ;P) Ważne, że dzięki koncertowi będącemu częścią cyklu Tylko Nie Bytom! organizowanemu przez Becek, czyli Bytomskie Centrum Kultury dorzuciłem do swojej muzycznej czasoprzestrzeni kolejne zacne twory muzyczne. Jeden z Polski - 3Moonboys, a drugi z Nowej Zelandii - Kerretta.
Przyjechaliśmy dużo wcześniej, żeby na luzie dojść na miejsce koncertu i wyeliminować perspektywę wykruszenia się biletów. Chociaż wcześniej telefonicznie upewniłem się, że jeszcze są - przezorny zawsze ubezpieczony ;)
Zasiedliśmy wraz z towarzyszami na krzesełkach i zaczęliśmy muzyczną dysputę, przy sączącej się z głośników twórczości Tides From Nebula. Sala zaczęła się wypełniać, publiczność przyjmowała pozycje siedzące i jakoś tak kilka minut po 19:00 rozpoczęła się muzyczna uczta.
Pierwszym w kolejności zespołem prezentującym swoje muzyczne dźwięko-wdzięki na deskach Klubu Garnizonowego była kapela 3Moonbys. Nazwa zespołu wskazuje, że ilość jej członków zamyka się w liczbie 3. Nic bardziej mylnego. Projekt z Bydgoszczy składa się z 5 jegomościów. W przypadku 3Moonboys ilość równa się jakość. Słuchałem sobie wcześniej ich twórczości, ponieważ przed koncertami staram się w miarę możliwości mieć świadomość kto zacz. Drodzy 3Moonboysi, gratuluję koncertowego wcielenia. Mam wrażenie, że materiał na żywca prezentuje się bardzo korzystnie. Wokal pewny, elektronika na plus, sekcja rytmiczna mocna 5. Nic nie cenię bardziej niż dobrze zgrane ekipy. 3Moonboys do tego grona należą. Każdy trybik 10 lutego był dobrze naoliwiony. Mamy w Polsce dobre alternatywne kapele. Oj, mamy.
Po występie 3Moonboysów nastąpiła przerwa techniczna na przearanżowanie scenerii (czyt. odinstalowanie pierwszego i zainstalowanie drugiego zespołu)
W ramach wprowadzenia do relacji z koncertu projektu Kerretta chciałbym zadać Wam pytanie. Wiecie, po czym poznać Nowozelandczyka zimą w Polsce? No jak to po czym? Po trampkach na nogach ;D Łączę się z chłopakami z Kerretty w wyrazie szczerej niewdzięczności dla zimy.
3 ludzi z Nowej Zelandii (słownie: trzech). Gitara, bas i perkusja. Brak wokalu. Gatunek? Instrumentalny post-metal/post-rock. Oto właśnie Kerretta.
Dawno tak smakowitego post-metalu nie doświadczyłem. Ociekające jakością w pełni instrumentalne kompozycje na żywo nabierają nowego wymiaru. Nadające klimatyczności generowane przez dymiarkę kłęby dymu świetnie współgrały z generowanymi przez nowozelandzkie trio dźwiękami. Coś dla oka i ucha. Kerretta posiadła umiejętność omijania zbędnych dźwięków. Konkretne granie. Doskonałe nagłośnienie pozwoliło w pełni rozwinąć im skrzydła - szacuneczek dla akustyka. Żal mi było stracić koncentrację chociaż na sekundę. Chłonąłem każdy dźwięk. Nie odrywałem oka z sceny. Dym kuł w oko, ale wytrwałem.
Doświadczyć kawałka Onyxia z płyty Saansilo na żywo to jak poczuć wiosenne powietrze po długiej zimie (trzymajmy się analogii meteorologicznych ;D). Najszczersze wyrazy uznania. Miałem wątpliwości, czy ten utwór można odtworzyć zachowując albumowy poziom. Biję sie w pierś. Można! Mało tego. Na żywo Onyxia "kopie" jeszcze mocniej. Onyxia wybrzmiała jako ostatnia i trio się zmyło. Przynajmniej planowo miało tak być. Publiczność stanowczo żądała, aby Kerretta uraczyła ich bisem. Brawa nie cichły i odniosły zamierzony efekt. Doświadczyliśmy jeszcze jednego utworu.
Po koncertach takich jak ten lubię sam sobie pogratulować, że wykonałem wzorową transakcję zakupując bilet wstępu. Klub Garnizonowy Sił Powietrznych na ul. Czarnieckiego 12 w Bytomiu może być dumny, że gościł taki zestaw koncertowy.
Jeżeli tylko w Waszej koncertowej perspektywie pojawi, któryś z zespołów grających 10 lutego w Bytomiu nie wahajcie się udać na ten event.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz