Teraz czytam, że szwedzki Goat ogłoszono również na Coachelli. Imponujący wyczyn. Ekstraklasa festiwalowa, nie ma to tamto. To musi o czymś świadczyć.
Tak jak wspominałem postanowiłem zaprosić muzykę Goat do swojej Muzycznej Czasoprzestrzeni. Szczerze? Jedna z najlepszych decyzji muzycznych ostatnich kilku miesięcy. Goat to mieszanka wybuchowa. Rock, funk, afrobeat, jazz, psychodela, space rock, noise. I przy tym wszystkim ogromne serducho do grania. To się czuje.
Od niedzieli w moich odtwarzaczach w pełni zasadnie panoszy się płyta World Music wydana w 2012 roku. 9 utworów. Większość ocieka zacnością. Ten groove, ten rockowy sznyt, ta psychodeliczna podróż do ich świata. Bardzo dobre wydawnictwo. Odczuwam żal kiedy się kończy. To bardzo dobry znak.
Z World Music wyróżniam jeden track. To, co robi ze mną kawałek Golden Dawn... Wow. Chcecie zobaczyć szczęśliwego Boltzczyńskiego? Puśćcie przy nim kawałek Golden Dawn. Już dawno piosenka nie przysporzyła mi aż tak intensywnego syndromu ciarzastości. Szwedzi trafili w punkt. Nie mogę tego tak zostawić i wrzucam kawałek z debiutanckiej płyty Goat do Muzycznej Czasoprzestrzeni. Życzę Wam, abyście przynajmniej częściowo poczuli to co ja.
Ach! No i oficjalnie dopisuję zespół Goat do listy koncertowej. MUSZĘ usłyszeć ich na żywca.
Golden Dawn. Czekajcie cierpliwie do 1:07 ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz