czwartek, 5 grudnia 2013

Oby dobry dzień!: Pixies

Ta ta ra ta ta! Dzisiaj o 19:00 w trójkowym Programie Alternatywnym Pan Ziółkowski odsłoni pierwsze open'erowe karty. Miejmy nadzieję, że będzie ich kilka, a nie tylko jedna. Fejsbukowy mówi, że liczba mnoga Alterklub, że liczba pojedyncza. Poczekamy zobaczymy.
Na tę chwilę proponuję odsłuch kawałka zespołu, który na niech stracę, dajmy na to 80% zawita latem do Gdyni. Jest w openerowym czasie w Europie i jest mile widziany. Mowa o Pixies.

Nie. Nie będę wrzucał kawałka Where is my mind?. Nie pójdę na łatwiznę.
Ostatni post był o...? Zgadza się. Pisałem o The Cure i ich fantastycznym Disintegration. Nie bez powodu wspominam o tym wydawnictwie. Dzisiejszy track pochodzi z albumu z tego samego rocznika, co Disintegration. W 1989 roku wyszedł album Pixies zatytułowany Doolittle.
Próbuję sobie przypomnieć kiedy słyszałem utwór Monkey gone to heaven po raz pierwszy i śmiało mogę stwierdzić, że usłyszałem go w Antyradiu. Od pierwszego usłyszenia zaintrygowałem się tym kawałkiem. Niby wokal zupełnie niecharakterystyczny, niby nie ma fajerwerków kompozycyjnych, jest surowo, jest buńczcznie, ale cholera: "Cóż to było?". Nie zawsze trzeba być mistrzem wokalnym i używać miliona dziwnych dźwięków, żeby stworzyć przesmaczne muzyczne danie.

Na dzisiejsze muzyczne śniadanie wujas Boltz serwuje kolejny klasyczny kąsek w postaci zespołu Pixies i utworu Monkey gone to heaven. Smacznego ;]



PS. Trzymajcie kciuki, aby o 19 nie było memowego badum-tsss i żeby ogłoszenia były jakościowe. Widzę kto nie trzyma!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz