piątek, 4 października 2013

Oby dobry dzień!: Franz Ferdinand

Szkocka muza z rana jak śmietana!

Franz Ferdinand wciąż wiedzą o co się rozchodzi w rockowej muzyce. Co prawda świeżuchne wydawnictwo Alexa Kapranosa i ekipy nie posiada kawałka na miarę przemegawpieronywielkiego hitu Take Me Out, ale stężenie zacnych piosenek na płytę o średnicy 12 cm sprawia, że mam do czynienia z roztworem nasyconym (oprócz metafor kulinarnych lubię też chemiczne, coś mi z tego nieszczęsnego biol-chemu zostało ;) ). Roztworem nasyconym w dobre melodie i gryfne (tak się u nos godo jak coś jest fajne) teksty. Chłopaki mają do siebie i do swojej twórczości dystans, co mnie się również udzieliło przy bezpośrednich odsłuchach płyty Right Thoughts, Right Words, Right Action.
Na wyróżnienie zasługuje większość kawałków z tej płyty. Spróbujcie nie ruszyć kończyną (obojętnie którą) w rytm otwierającego album utworu Right Action. Miszyn impasibl. Horrorystyczne Evil Eye ze znajomym z filmów grozy piszczącym dźwiękiem budującym napięcie, czy po co to tam jest ten pisk. O, albo w takim czwartym kawałku na płycie nazwanym Stand On The Horizon słyszę wpływy The Whitest Boy Alive. Można pisać i pisać. Może strzelę reckę? Hm.
Płyta jest krótka, ale konkretna. Trwa 35 minut z hakiem.

Wyróżniam utwór Bullet. 2 minuty i ileśtamdziesiąt sekund rockowej ekstazy. Wrzucam do odsłuchu lajfkę z występu u Lettermana. Te zmaszczone falsety ;D Miazga. Ale ogólnie chłopaki są w formie. Chciałbym znów zobaczyć ich na żywo!

Oby dobrego dnia życzy Wujas Boltz ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz